niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 9

6 komentarzy:

Isabella

- Kim tak właściwie jest ten Callum?- moje liczenie owiec przerwał cichy głos Hope. Ona najwyraźniej też nie mogła spać.
- To mój przyjaciel. Zaufany przyjaciel. Znam go od najmłodszych lat. Nasze mamy wspólnie odprowadzały nas do podstawówki.
- A Ty i on kiedyś, coś? - szeptała odwracając głowę w moją stronę.
- Coś Ty! - parsknęłam śmiechem. - Ja i Callum?! Nigdy w życiu. W gimnazjum chodziły nawet plotki, że jest gejem!
- Co?! - Hope usiadła na swoim łóżku i wytrzeszczyła na mnie swoje oczy.
- No tak. W gimnazjum wszystkich posądzano o bycie homo. - zachichotałam i również usiadłam.
- To ciekawie miałaś w szkole...
- W sumie to tak. Ale tam brakowało mi czegoś co mam tu.
- Mianowicie? - Hopey spojrzała na mnie bystro.
- Wrogów! W Manchester wszyscy mnie lubili i nawet jak im dopiekałam to i tak byli dla mnie mili. A tu? Ta rywalizacja, docinki, riposty... Kurde, tego mi było trzeba.- zmęczona swoją wypowiedzią znów opadłam na poduszkę.
Moja siostra nie powiedziała nic. Pokręciła tylko głową i również się położyła.

~*~

Okazało się, że Callum będzie chodził do tego samego liceum co ja i Hope. Niestety, Underwood trafił do klasy mojej siostry.
Na angielskim, który był moją pierwszą lekcją, nie było Nialla. Pewnie zaspał znowu... W sumie to może i dobrze, że go nie było. Poprzedniego dnia zachowywał się wobec mnie dość dziwnie. Zaczął się do mnie podwalać? Hah, dobrze, że mój "chłopak" tego nie widział... Zayn pilnował mnie na każdym kroku i non-stop do mnie pisał, dlatego gdy tylko mój telefon znów zawibrował myślałam że wyjde z siebie. Na moje szczęście Mulata miało nie być dzisiaj w szkole. Malik jest naprawde wspaniałym facetem, ale zaczynałam mieć go powoli dość. Na treningach mam tylko spokój bo wtedy ma jakieś swoje kółka zainteresowań czy coś. Niestety na siatce zamiast Zayna jest Harry... Czy wszyscy chłopacy się na mnie w tej szkole uwzieli?!
- Patrz jak łazisz! - jak zawsze miła dla wszystkich Caroline warknęła ba mnie z wyższością. - Nie wiem gdzie się taka niemota jak Ty wychowała...
- A ja nie wiem gdzie się wychowała taka wredna małpa jak Ty! - starałam się nie przeklinać w szkole, bo po wpadce na schodach nie miałam ochoty znów zwiedzać kozę.
- Uważaj co mówisz, kurduplu! - Carli, która z brązowej suki przefarbowała się na blond sukę, popchnęła mnie przez co wylądowałam na tyłku na zimnej posadzce. Po tym dumnym krokiem odeszła.
- Hej, nic Ci nie jest, Izzy? - usłyszałam nad sobą znajomy i niezbyt lubiany głos. Podniosłam głowę. No tak, Harry.
- Nie, wszystko okey. Twoja dziewczyna zaproponowała mi tylko odpoczynek za podłodze. - uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam się pomału zbierać. Miałam biologię, na którą mimo wszystko nie chciałam się spóźnić.
- Daj, pomogę Ci. - loczek kucnął obok mnie i zebrał kilka zeszytów, którym udało się wypaść z mojej torby w trakcie upadku. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Nie śmiał się, ani mi nie docinał. Po prostu pomógł. - To chyba wszystko. - uśmiechnął się do mnie podając mi moje rzeczy kiedy stałam już na nogach. - A nie, czekaj! - zarówno on jak i ja zauważyliśmy jeszcze jeden zeszyt, w sumie taki mój notatnik. W tym samym czasie schyliliśmy się po notes przez co nasze dłonie się spotkały. Wspólnie podnieśliśmy zeszyt. Lekko speszona schowałam notatnik do torebki.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i już czułam,  że się czerwienię.
- Spoko. Nie ma problemu. - Harry chyba też poczuł się niezręcznie co można było wyczuć po dukaniu krótkich zdań. -A na przyszłość uważaj na Carli. Sama widzisz jaka jest...
- Izzy! Wszędzie Cię szukam! - usłyszałam doskonale znany mi głos.
- Callum! - odwróciłam się z szerokim uśmiechem. Jestem uratowana! - I jak Ci się tu podoba?
- To narazie. - cichy głos Stylesa dobiegł do moich uszu, a kiedy się odwróciłam, kędzierzawego już nie było.
- Powiem Ci, że tu jest super. Nie ma porównania z tamtym liceum. Ale jestem na Ciebie obrażony. - Blondyn naburmuszył się. Wiedziałam, że blefuje, on nie potrafiłby się na mnie obrazić.
- Na mnie? A o co tym razem?
- Miałaś mnie oprowadzić. Już Cię tak skleroza wzięła?
- Ach, wybacz. Teraz nie mogę. Mam biologię na drugim końcu szkoły więc można przyjąć, że już jestem spóźniona.
- Teraz to nie trzeba, Hope mnie oprowadziła.
- Co?! - wytrzeszczyłam szeroko oczy.
- No tak. A ten Twój chłopak, Zayn, jest jakiś dziwny. - uniosłam brew - Ale dzisiaj Cię odwiedzam więc Ci wszystko wytłumaczę.
- Okey. - uśmiechnęłam się blado. - Muszę lecieć. Widzimy się po drugiej przed szkołą. Pa!
Pobiegłam na lekcje.

~*~

- To co oglądamy? - zapytałam podchodząc do półki z płytami.
- A co polecasz? - Callum rozsiadł się na kanapie i patrzył na mnie z tym swoim figlarnym uśmieszkiem Ten człowiek potrafi się naprawdę szybko zaklimatyzować.
- "Drogę bez powrotu" polecam. - wtrąciła Hope, która akurat szła do kuchni.
- Mi pasuje. - stwierdził mój przyjaciel.
- Mi w sumie też. - odszukałam odpowiedniej płyty i podeszłam do DVD. Był piątek dlatego mogliśmy sobie pozwolić na seans. - A Ty, Hope, obejrzysz z nami?
- W sumie... czemu nie. - uśmiechnęła się. - To zrobię popcorn!
Po dwudziestu minutach oglądaliśmy już film. Za oknem zrobiło się już ciemno dlatego klimat sprzyjał oglądaniu horrorów. Nie bałam się takich filmów, Hopey i Callum chyba też nie.

Dochodziła 22, połowa filmu, a mnie ogarnęła silna senność. Oparłam więc głowę o ramie blondyna i pozwoliłam Morfeuszowi zabrać mnie do swojej krainy.

Hope

Przykryłam się kocem i ziewnęłam przeciągle układając się wygodniej na fotelu. Film, mimo, że jeden z moich ulubionych - szybko mnie znudził. Przetarłam leniwie oczy przy czym sprawdziłam godzinę na iPhonie. Rany, to już wpół do pierwszej? Wypuściłam głośno powietrze. Znów przetarłam oczy i się rozejrzałam. Izzy w dalszym ciągu spała, jak zabita można byłoby powiedzieć, a Callum natomiast przeciągnął się leniwie. Wstałam i owinięta kocem poczłapałam do kuchni. Wzięłam łyk wody i biorąc szklankę, wyszłam jedynie do framugi drzwi. Z zaciekawieniem zaczęłam się przyglądać naszej parce przyjaciół. Izzy za pewnie nawet nie chciałaby się teraz budzić. Dlaczego tak uważam? Otóż, Callum trzymał ją na rękach i niósł jak pannę młodą, podczas gdy niczego nieświadoma Isabella spała i chrapała w najlepsze. Kto jeszcze ze mną shippuje Cazzy? Zachichotałam cicho opierając się o framugę, w końcu mój wzrok spotkał się ze wzrokiem ciemnego blondyna.
- Gdzie macie pokój? - uśmiechnął się lekko i spojrzał na śpiącą <czyt. chrapiącą> królewnę, którą musiał zanieść.
- Na górze. - szepnęłam odwzajemniając uśmiech. Chłopak skinął lekko głową i nie tracąc więcej czasu powędrował na schody. Pokręciłam lekko głową nadal się uśmiechając.
Ciekawe czy Niall też mnie kiedyś tak zaniesie? Kto wie.

~ Następnego Dnia ~

Muszę znaleźć Calluma, on będzie wiedział dużo o Izzy, dużo więcej niż ktokolwiek inny, prawda? Nie mam innego punktu zaczepienia, więc tylko on może mi nieco opowiedzieć o mojej siostrze. W końcu.. Sama jej nie znam do końca. Nasza ostatnia lekcja się skończyła dobre dziesięć minut temu.
Znalazłam go na końcu korytarza, żegnał się właśnie z kumplami.
- Hej! Callum! - zawołałam i pokiwałam lekko ręką. Underwood skinął do mnie głową uśmiechając się przy tym. Uznałam to za dobry moment.
- Hejka Hopey, co tam? - powiedział od razu gdy podeszłam do niego. Chciałam właśnie mu wyjaśnić po co mu zawracam właśnie głowę, gdy niespodziewanie mnie przytulił. Nie powiem, miły gest, który strasznie mi się podoba.
- Możemy pogadać? - wydusiłam z siebie po chwili, uśmiechnęłam się lekko.
- Pewnie, teraz? -
- Mhm. Tylko może w mniej hałaśliwym miejscu. - zachichotałam pokazując gestem na reszte uczniów. Zaśmialiśmy się cicho i poszliśmy na boisko szkole. Szliśmy w ciszy.
- Callum..? - spytałam cicho patrząc się głupio w buty i przerywając trwającą ciszę.
- Tak? - mimo, że nie widziałam jego miny, to po lekko rozbawionym głosie mogłam przypuścić, że się uśmiechnął.
- Opowiedziałbyś mi coś o Izzy? No wiesz.. Jaka była prędzej? Zanim no wiesz i.. - podniosłam wzrok i spojrzałam na niego, speszyłam się, trochę głupio tak pytać, ale nie miałam innej możliwości. Ciemny blondyn tylko zachichotał cicho.
- Pewnie. - odpowiedział i dźgnął mnie lekko łokciem; uśmiechnęłam się mimowolnie. Ni stąd, ni zowąd coś kazało mi spojrzeć w stronę boiska do nogi. Horan. Pieprzona intuicja. Poczułam jak uginają mi się kolana, aż.. się potknęłam. Ale zamiast wylądować tyłkiem na trawie, złapał mnie Callum.
- Nic ci nie jest? - zapytał rozbawiony. Wywróciłam lekko oczami.
- N-nie, naprawdę.. - mruknęłam patrząc mu w oczy, kiedy pomógł mi stanąć na nogi. - Patrz, ławka. - dodałam uradowana i usiadłam na drewnianej ławce. - Więc...? - ponaglałam go, śmiałam się w duchu nie wiedząc co usłyszę. Chłopak usiadł obok mnie i zachichotał.
- Dobrze, co chcesz wiedzieć? - zapytał. A ja aktorsko przymknęłam jedno oko i "zastanowiłam się".
- Wszystko. - zaśmialiśmy się.
- No więc.. Hah. Nieraz jak spieprzała z domu to później musiałem ją jakoś kryć. - zaśmiał się cicho na samo wspomnienie. - Nawet w szkole! Ni stąd ni zowąd potrafiła zniknąć! - dodał. Sama się zaśmiałam.
- Izzy? Ona i znikanie? Z domu? Żartujesz? - ledwo co powstrzymywałam śmiech. Chyba dowiem się jeszcze ciekawszych rzeczy.
- Wyobraź sobie to: pewnego dnia, na zastępstwo pojawił się w naszej szkole nowy nauczyciel, od francuskiego. A nasza Izzy, mało co a by go prawie zaczęła molestować. - ukrył twarz w dłoniach by jakoś stłumić śmiech, w przeciwieństwie ode mnie, gdy ja prawie spadłam z ławki śmiejąc się jak głupia.
- O matko, hahaha, co jeszcze? - dodałam próbując się opanować w między czasie.
- Potrafiła się umówić z kilkoma chłopakami naraz, i nie chce wiedzieć jak to się kończyło. - pokręcił głową rozbawiony.
- Co? Serio? Nasza Izzy? O Boże. - zachichotałam próbując sobie to jakoś wyobrazić, jednak chłopak dalej kontynuował.
- Albo jak w podstawówce złamała prawą rękę i przez to była zmuszona pisać lewą. Co dziwne nauczyła się pisać zdrową ręką i zostało jej tak do dziś. - powiedział i westchnął.
- Co ty na to, aby napisać krępującą biografię na jej temat? - zaśmiałam się i podałam mu dłoń, żartując oczywiście.
- Genialny pomysł partnerko. - uścisnął moją dłoń i również się zaczął śmiać. Wybuchnęliśmy śmiechem. - Chciałbym zobaczyć wtedy jej minę. - odparł ciekawsko.
- Żartujesz? Ubiłaby mnie wałkiem do ciasta i to z zimną krwią! Nasza Izzy. - dodałam rozbawionym tonem. W tym momencie ktoś wpadł między nas, a ja o mało nie dostałam przez to zawału.
- Co? Co ja?! - powiedziała marszcząc brwi rozbawiona Isabella. Nie słyszała co mówiliśmy. Odetchnęłam z ulgą i zachichotałam cicho.
- Co wy na to, aby wybrać się wspólnie do kawiarni, na jakąś gorącą czekoladę i kawałek sernika? - uśmiechnęłam się znacząco do siostry, która objęła mnie ramieniem. Cazzy przytaknęli i ruszyliśmy wolno w stronę małej kawiarenki za rogiem.


Jeżeli czytasz, i chcesz następny rozdział zostaw komentarz. :)
_________________________________
P: Omg, to już dziewiąty rozdział? To niesamowite, naprawdę. Jeszcze niedawno razem z Vicky planowałyśmy charakter postaci, a tu już rozbudowana fabuła. :') Cieszę się że wam się podoba, bo gdyby wam się nie podobało to byście nie komentowali i nie wchodzili czytać naszej zabawnej historii. :D
Kto jeszcze shippuje Haselle i Cazzy? :3
Wesołego Nowego Roku kochani. x
W: Rzeczywiście... to niesamowite, że już dodajemy dziewiąty rozdział! Aż łza się w oku kręci :')
Dooobra, nie będę się już tak rozczulać xD Jak wam się podoba rozdział? A może między Callumem i Hope coś będzie... ^.^ (Laura, nie zabijaj)
Jak przeżyliście święta? Przybyło kasy w portfelu? A może jakieś fajne prezenty? Pochwalcie się w komentarzu :)
Szczęśliwego Nowego 2015 Roku! Aby był jeszcze lepszy niż 2014! (w moim przypadku może być tylko lepszy)
Pozdrowionka xx

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 8

5 komentarzy:

Hope

Kolejny dzień, i kolejna dawka adrenaliny, szczególnie rano..
..Kiedy pierwszy jest WF, a ktoś (czytaj Caroline) próbuje cię zabić na wszelkie możliwe i <nie>dozwolone sposoby.
- Ał! Uważaj! - pisnęłam cicho trzymając się za lewe ramię, które kilka sekund temu miało dość bliskie spotkanie z łokciem mojej rywalki. Bardziej pasowałby tu wyraz prześladowca, ale okey.
To nie był przypadek. Dlaczego nikt tego nigdy nie widzi?
- Lepiej patrz patrz pod nogi, skoro nie potrafisz nawet dobrze chodzić. - syknęła Carli marszcząc przy tym lekko brwi. Parsknęłam sama do siebie. Nauczycielka wskazała bym chwilę odpoczęła, więc masując obolałe miejsce, zajęłam miejsce na ławce. Wywróciłam oczami kiedy dziewczyna wbiła piłkę do bramki i cieszyła się tym niczym małe dziecko, które dostało lizaka. Wtedy mój wzrok powędrował na Izzy. Zaśmiałam się w duchu. Cóż.. Ona w żadnym stopniu nie podzielała równej radości ja Caroline. Dlaczego? Otóż: Dziewczyna od dobrych dwudziestu minut stara się odebrać piłkę Harry'emu, który skutecznie blokował jej ataki i za każdym razem przejmował piłkę. Zaśmiałam się cicho myśląc nad tym, co może się wydarzyć kiedy moja siostra naprawdę się wkurzy. W każdym bądź razie.. Blondynka powoli miała dość i gdyby to była kreskówka to dym ulatniał by się z jej uszu; a Harry? Kędzierzawy chłopak tylko uśmiechał się triumfalnie, z wyższością. Biedak nie wie z kim właśnie zadziera. Cóż.. Jego problem, nie będziemy tęsknić, Styles.
Odwróciłam głowę, uśmiechając się przy tym pod nosem słysząc gwizdek wuefistki. Koniec lekcji, kto się cieszy? Ja!
- Jeszcze pożałuje, dupek.. Ugh! Nie wie z kim właśnie zadarł! - warknęła wściekle Izzy, siedziała opierając się głową o szafkę. Zachichotałam cicho zamykając szafkę i  odkładając niepotrzebne książki.
- Nie chciałabym się znaleźć teraz w jego skórze. - mruknęłam nadal się śmiejąc. Izzy również się cicho zaśmiała po czym jej wzrok powędrował na mnie. - No co! - dodałam w obronnym geście, na co blondynka uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Widzę humorek dopisuje? - dodała patrząc na mnie wyczekująco, zmarszczyłam lekko brwi zastanawiając się nad tym co właśnie może myśleć. Westchnęłam.
- Wiesz.. Bo, ja.. - próbowałam zacząć, jednak przeszkodził mi dzwonek na lekcje. Zaklinając w duchu na mojej twarzy pojawił się grymas, teraz historia, jedna z tych lekcji, których nie mam z siostrą. Jęknęłam żałośnie po czym przełknęłam ślinę, kiedy moje spojrzenie spotkało się z zielonymi oczyma Caroline.
To tylko głupia lekcja, to tylko lekcja.. To tylko lekcja..

~*~
Zajęcia z historii przerwał dzwonek. Podniosłam gwałtownie głowę tym samym strzepując małe kulki z papierków z moich włosów. Wypuściłam wolno powietrze starając się opanować i zakładając torbę przez ramię, wyszłam z sali. Właśnie zauważyłam Izzy na końcu korytarza, już chciałam do niej podbiec i przekazać jej nowinę - gdy nagle obok niej pojawił się znany mi już chłopak. Podeszłam na wystarczającą odległość i przyglądałam się im zza ściany obok.
- Niall? - zdziwiłam się. - Co on tu robi? - dodałam cicho sama do siebie, i tak nikt na to nie zwrócił najmniejszej uwagi. Przysłuchiwałam się ich rozmowie ciekawsko. Zmroziło mnie kiedy usłyszałam jak Horan z nią flirtuje. Co ciekawsze, Izzy tego chyba nie zauważyła, albo starała się to zatuszować. Ogarnęło mnie cholernie dziwnie uczucie kiedy im się tak przyglądałam. Dlaczego? Przecież on mi się nawet nie podoba! Jednak.. Coś we mnie pękło kiedy odgarnął pojedynczy kosmyk jej włosów za ucho. Nawet on musi być taki jak reszta? Dlaczego on? Westchnęłam żałośnie i wyszłam na zewnątrz. Poczułam jak po moim policzku spływa samotna łza, którą od razu wytarłam, by ukryć jakikolwiek ślad po tym co widziałam.

 Z jakieś pięć, może dziesięć minut później znalazłam się na zewnątrz w towarzystwie Izzy, która patrzyła kolejny raz w tym dniu morderczym wzrokiem w stronę lokatego, który puścił jej oczko gdy przechodziłyśmy obok. Zaśmiałam się cicho wywracając oczami. Przysięgam, że jeszcze kiedyś zostaną parą! A ja ich zeswatam. - zachichotałam ponownie po czym spojrzałam na siostrę. - To co mi chciałaś powiedzieć prędzej? - mruknęła i odwróciła wolno głowę w moją stronę. Pacnęłam się dłonią w czoło, rany, prawie bym zapomniała.
- Chodziło o to, że.. - powiedziałam niepewnie, niebieskooka patrzyła na mnie wyczekująco.
- Że...? - gestem ręki zaczęła mnie ponaglać.
- Żee.. - zrobiłam pauzę na co Izzy mroziła mnie wzrokiem. - ..Niedługo są zawody, do których jestem zakwalifikowana! - uśmiechnęłam się blado po czym obie pisnęłyśmy radośnie i zaczęłyśmy się tulić.
- Wiedziałam, że ci się uda! - blondynka nie kryła dumy i zarazem radości. Spuściłam wzrok gdy poczułam jak moje policzki robią się czerwone.
- D-dziękuję Izzy i.. - jęknęłam gdy usłyszałam znajome głosy dość niedaleko.
- Cześć! - przywitał się z nami Horan, a po chwili koło Isabelli pojawił się i Malik.
- Hej słońce. - pocałował ją w policzek, poczułam jak nasz niebieskooki się spiął. Zazdrość szkodzi, naprawdę. Wywróciłam jedynie oczami przyglądając się temu zdarzeniu.
- Hej.. - odparła Izzy odsuwając się kilka centymetrów od mulata. Co ją dziś ugryzło? - Idziecie z nami? - dodała po chwili gdy podniosła wzrok. Chłopcy spojrzeli na siebie wzruszając ramionami; cóż, czeka nas chyba dość długa droga..

Co chwila rzucaliśmy jakiś temat, by podtrzymać rozmowę i trochę polepszyć atmosferę, jednak na marne, nic się nie "kleiło".. Chyba, że Zayn & Izzy. Nasza urocza parka trzymała się za ręce, podczas gdy ja spoglądałam ukradkiem na Nialla, by zobaczyć jego reakcje; dłonie ułożone w pięści i dość obojętna mina. Horan, mistrzem aktorstwa to ty nie jesteś. Blondynka zrobiła zdziwioną minę gdy zobaczyła ciemnego blondyna niedaleko od nas, po czym, bez żadnego ostrzeżenia pobiegła do niego. Eee?



Isabella


- Callum! - zawołałam i nie zwracając uwagi na zdziwionych towarzyszy rzuciłam się na blondyna. - Rany, ale się stęskniłam...
- I dlatego nawet nie zadzwoniłaś? - usłyszałam ten kochany melodyjny głos. Callum Underwood był moim najlepszym przyjacielem.
- Oj nie marudź. - zachichotałam i odsunęłam się od chłopaka, zadzierając głowę żeby spojrzeć mu w oczy. Jak na złość wszyscy byli ode mnie dużo wyżsi, nawet Hope! Ale cóż się dziwić jak ma się zaledwie 163 cm wzrostu...
- A to Twoi znajomi? - wskazał na grupkę, z którą przed chwilą stałam.
- Tak. Ten blondyn to Niall, szatynka to Hope, moja siostra - Callum już chciał coś powiedzieć lecz podniosłam palec, co u mnie oznaczało "jeśli tylko coś powiesz to dostaniesz w ryja!". - a ten trzeci to Zayn, mój..."chłopak". - podkreśliłam z niesmakiem ostatnie słowo.
- Wiesz, jak wcześniej miałaś chłopaków to bardziej optymistycznie określałaś to miano. - Blondas uniósł brew.
- No ale to on sobie coś ubzdurał... - jęknęłam.
Nie chciałam żeby Callum ciągnął temat ponieważ Hope, Niall i Zayn właśnie się do nas zbliżali.
- Poznajcie mojego przyjaciela z Manchester'u. To jest Callum. Callum, to są Zayn, Hope i Niall. - wskazałam na wszystkich po kolei.
Ich miny były bezcenne. - A tak właściwie to jak mnie tu odnalazłeś i jak długo tu czekasz? - Zwróciłam się do Underwood'a.
- Przyjechałem tu do mojej cioci i kuzynki. Ona chodzi do innego liceum i przekierowała mnie tu. A czekać nie było tak źle. Macie tu całkiem ładne uczennice. - zaśmiał się i wzrokiem podążył za Caroline, która akurat przechodziła obok nas w towarzystwie Harry'ego, Eleanor i reszty. Hazz posłał tylko Callumowi mordercze spojrzenie i mocniej przyciągnął do siebie Carli. - Okey, nie mam szans... - westchnął mój stary przyjaciel.
- My jej nie lubimy - powiedziałam szeptem
- Ja ją lubię. - szybko dodał Zayn. Przewróciłam tylko teatralnie oczami na co Callum zachichotał.
- Stara dobra Izzy. Nic tylko, albo marudzi, albo oczami przewraca. - uśmiechnęłam się szeroko.
- A odniesiesz mnie jak zawsze do domu? - zapytałam z miną szczeniaczka.
Chłopak ciężko westchnął.
- Właź. - wskoczyłam Callumowi na plecy i ruszyliśmy do bramy.
- To na razie! - pomachał na Niall skręcając w przeciwnym kierunku.
- Pa! - zawołaliśmy wszyscy razem.
- Odprowadzę was. - powiedział oschłym tonem Zayn. Czyżby control?
Ogólnie Malik był czuły i miły, ale jak byliśmy w towarzystwie odwalała mu szajba. Robił mi non-stop sceny zazdrości, traktował jak własność. Nie to że coś, ale działało mi to mega na nerwy. Teraz najwyraźniej był zazdrosny o blondaska, który dźwigał mnie na plecach.
- A gdzie Ty w ogóle mieszkasz? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Calluma.
- Z Hope Cię zaprowadzimy.
Przez całą drogę Underwood opowiadał, że przeprowadził się do cioci i jej córki, Perrie, opowiedział mi też co dzieję się w Manchester'e. Jak się okazało, moi adopcyjni rodzice nie przekazali nic dyrekcji, że się przenoszę.
Dopiero on uświadomił mi jak bardzo zawiodłam. Nawet nie dzwoniłam, nic nie powiedziałam. Postąpiłam okrutnie.
Poczułam na policzku pojedynczą łzę.
- Wszystko okey? - zapytał z troską Zayn.
- Tak, wszystko w porządku... - uśmiechnęłam się blado. Spojrzałam na Hope. Szła nieśmiałym krokiem i co chwilę poprawiała włosy. Na pewno czuła się skrępowana. W sumie to się jej nie dziwię. W ostatnim czasie dużo się pozmieniało. Przy mnie cały czas jest jak nie Zayn to Niall. Harry też często był w pobliżu mnie. Było to dość dziwne, bo gdy nie było przy nim Carli to zachowywał się wobec mnie normalnie. Tak, Harry Styles miał ludzkie odruchy!
Ale i Hope nie była samotna. Udało mi się zauważyć, że dzęki treningom, czyli w pewnym sensie dzięki mnie, zakumplowała się z Niallerem.
Pod domem Callum postawił mnie na ziemi.
- Miło było znów poczuć się jak w Manchester! - uśmiechnęłam się radośnie.
- Tak, i plecy znowu bolą jak dawniej. Schudłabyś, wiesz? - Callum udał obolałego.
- Spierdalaj - rzuciłam znudzonym tonem
- Izzy! - szybko upomniała mnie Hopey. - Jakby rodzice usłyszeli...
- Oj tam - zachichotałam.
- Dobra, śmiechy śmiechami, ale jak ja teraz trafie do domu? - wtrącił Callum.
- Powiedz gdzie mieszkasz, przejdę się z Tobą. - słowa Zayna troszkę bardzo mnie zaskoczył. Po tych swoich humorkach po drodze... nie spodziewam się nic dobrego.
- Okey, dzięki. - nieświadomy niczego ciemny blondyn przystał na propozycję Malika. - To narazie Hope! Pa Izzy! - uścisnął mnie i kątem oka zauważyłam jak usta Mulata zaciskają się w cieniutką linię.
- Hej. - rzucił znów oschłym tonem, po czym pocałował mnie przelotnie w policzek i odszedł z Underwood'em. My zaś z Hope udałyśmy się do domu. Moja siostra pognała odrabiać lekcje, a ja zaległam na kanapie.

~ Jeżeli czytasz i chcesz następny rozdział zostaw komentarz. ~
_______________________________
P: Yeah, ósmy rozdział za nami. XD Raaany, nawet nie wiecie jak się to ciężko pisze kiedy ni stąd ni zowąd zapodzieje się wenę.. Dobra, koniec żalów! Jak wam się podobał rozdział? :) Kogo Shippujecie? :D
Jak myślicie co będzie dalej? Czekacie na następny rozdział? xx
Psst:. Hopey ma metr siedemdziesiąt, więc nie jest aż tak wyższa od Izzy. :3
W: Może i metr siedemdziesiąt, ale jednak stanowi to różnicę. Jak oceniacie Calluma? Czy przyjaciel Izzy z Manchester stanowi dla Zayna zagrożenie? Hahaha może nie...
A jak wam się ogólnie podobało?
Pozdrowionka xx

P: Wiem, dodałam rozdział w nocy, czyli z opóźnieniem. Przepraszam. :c
P R Z E P R A S Z A M.

Przy okazji chcemy życzyć wam zdrowych i radosnych świąt Bożego Narodzenia! <3

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 7

3 komentarze:

Isabella


Następny dzień zapowiadał mi się całkiem interesująco. Miałam chytry plan, który zamierzałam spełnić.
Zaraz po wejściu do szkoły, nim Hope zdążyła mi uciec, chwyciłam ją mocno a rękę i ruszyłam w stronę pokoju WF'stów. Poprzedniego dnia, po zajęciach wychowania fizycznego, trener siatkówki zaproponował mi dołączenie do drużyny. Miałam to przemyśleć i dać znać. Dla mojej siostry szykowałam już coś innego. Najpierw jednak postanowiłam zając się Hopey.
- Co Ty kombinujesz? - zapytała szarpiąc się ze mną przed drzwiami.
- Zobaczysz skarbie. - puściłam jej oko i weszłyśmy do środka..
- O Isabella! - przywitał bardziej mnie nauczyciel.- Przemyślałaś moją propozycję?
- Tak proszę pana. Z chęcią dołączę do drużyny. - usłyszałam jak Hope piszczy ciche "co?!" uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam wprowadzać mój plan w życie. - I przychodzę z inicjatywą!
- Jaką Isabello? - nauczyciel szukał czegoś w swoim biurku. - Czekaj, dam Ci zaraz kartkę z ustawieniami.
- Dziękuję, ale mi nie oto chodzi. Odkryłam ostatnio u mojej siostry, Hope Davis talent piłkarski i myślę, że mogłaby dołączyć do drużyny football'owej.- brunetka szarpnęła mnie gwałtownie za rękaw.
- Davis? - wtrącił nauczyciel podając mi kartkę. - No to przyjdź Hope po siódmej lekcji na trening. Zobaczymy na co Cię stać.
- Ale Izzy chyba żartuje. Ja nie umiem grać.  - Hope broniła się jak mogła.
- Przyjdź, przyjdź. Zobaczymy, a może w Tobie drzemie dusza piłkarska? - trener nie ustępował.. Już go lubię! Moja siostrzyczka kiwnęła tylko z zawodem głową i wyszłyśmy z pokoju nauczycielskiego. Hopey spiorunowała mnie wzrokiem i uciekła nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Spojrzałam na moja kartkę z ustawieniami. Mam być atakującą. Hm... Fajnie, tak jak w Manchester. Uśmiechnęłam się po czym poszłam na lekcje.
Na geografii ustaliłam z Niallem, że wpadnie mnie pouczyć gry na gitarze. Bardzo był zadowolony z tego, że przyjdzie mnie uczyć. Sama nie wiem czemu. Polubiłam go. Nawet bardzo. Był zabawny i miły, chociaż momentami zachowywał się dość dziwacznie. Miał jakieś swoje nastroje.
Przed szóstą lekcją zaczepiła mnie Caroline i niechętnie powiedziała, że trening odbędzie się po tej lekcji, i że mam się wstawić choć nie jestem przez nią mile widziana. Ta żmija działa mi na nerwy!
Przed rozpoczęciem treningu wzięłam piłkę po czym nachyliłam się, aby zebrać swoje niesforne włosy w pytkę. Nagle poczułam, że ktoś mnie klepie w tyłek. Podniosłam wzrok i kogo zobaczyłam? Harry'ego Stylesa we własnej osobie! Uśmiechnął się do mnie głupkowato po czym skierował się w stronę Carli. Rzuciłam w niego piłką. Loczek oberwał po głowie. Zaczęłam się śmiać, tak jak połowa dziewczyn na sali. Hazz próbował mi oddać, lecz ja po prostu złapałam jego piłkę. Potem kędzierzawy podszedł do Caroline i namiętnie pocałował, przez co miałam odruch wymiotny. Nie to że coś, ale kiedy widzę, że ktoś się całuje to robi mi się niedobrze. Miłosną chwilę przerwał trener, który zaczął trening.
Moje towarzyszki z drużyny okazały się totalnymi porażkami. Ten "trening" to była jakaś masakra. Jedyna osoba, która w miarę- podkreślam - w miarę sobie radziła to była Caroline. Nie cieszył mnie ten fakt zwłaszcza dlatego, że była ona kapitanem.
- Myślisz, że zabłyśniesz swoimi zdolnościami? Nie masz szans siostro niedoroba życiowego! - Carli nie obyła się bez docinki w szatni.
- Spierdalaj. Jeszcze Cię wygryzę. - wyszczerzyłam się, a ona zaniemówiła.- Tak kochana. Szykuj się na swój koniec. - poklepałam ją po ramieniu i ze zwycięskim uśmiechem wyszłam z przebieralni.
Po skończonych zajęciach siatkarskich poszłam na boisko sprawdzić jak idzie Hope. Ku mojej radości wstawiła się na trening. Wśród rozbieganych na zielonej trawie ludzi wypatrzyłam blond czuprynę mojego kolegi z ławki, Nialla. Latał za tą piłką jak pies za kijem. Usiadłam na trybunach i czekałam aż skończą rozgrywki. Po jakiś 20 minutach rzeczywiście zajęcia się skończyły i wszyscy zeszli z boiska. Postanowiłam poczekać na siostrę przed głównym wejściem. Po chwili Hopey pojawiła się w wielkich drzwiach, dołączyła do mnie i ruszyłyśmy przez park do domu.
W środkowej części żółknącego pomału parku zauważyłam Carli. Czy ona mnie prześladuje?!
Nagle spojrzała w naszą stronę. W jej oczach chyba czaiło się jakieś zaklęcie, ponieważ gdy tylko jej wzrok skupił się na mnie, potknęłam się wylądowałam w fontannie, obok której akurat przechodziłam. Hope rzuciła mi się na pomoc, lecz uprzedził ją Zayn, który nie wiem skąd się tam wziął.
- Nic Ci nie jest? - zapytał z troską gdy stałam już na chodniku.
- Wszystko okey. - zakasłałam cicho i spojrzałam na swoją torbę. - Niech to szlag! - jęknęłam widząc, że jest mokruteńka.
- Nie przejmuj się torbą. - Zayn poklepał mnie po ramieniu. - Grunt, że Tobie nic nie jest. - uśmiechnął się przez co i moje kąciki ust uniosły się ku górze.
- Widzimy się w domu, Izzy. - powiedziała cicho Hope i odeszła zostawiając mnie sam na sam z chłopakiem o kruczoczarnych włosach.
- Chodź, odprowadzę Cię. - Zayn wziął mnie pod ramie i ruszyliśmy. Jakoś na początku rozmowa nam się nie kleiła lecz w końcu zaczęliśmy nadawać na podobnych falach. Podobnie jak Niall, Zayn był sympatyczny i przezabawny. Ciągle żartował, dzięki czemu zapomniałam, że jest mi zimno.
- Może... spotkalibyśmy się dzisiaj. Co Ty na to? - zaproponował Malik gdy staliśmy już pod moim domem.
- Jasne! Tylko będę musiała się dobrze wysuszyć. - zaśmiałam się.
- To za dwie godziny?
- Okey. To na razie! - pocałowałam chłopaka w policzek i weszłam do domu. Bez dłuższych pogawędek pobiegłam na górę doprowadzić się do porządku.
Gdy byłam już gotowa, okazało się, że mam jeszcze 5 minut. Zeszłam więc na dół założyć buty. Do przedpokoju weszła Hope.
- Niedługo wrócę, pa! - zawołałam i uściskałam siostrę po czym wyszłam.

Hope


Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem kiedy ciągnęła mnie siłą do trenera.
- O Isabella! - przywitał nas nauczyciel, a raczej tylko moją siostrę. Oślepł pan? Nas jest dwie! - Przemyślałaś moją propozycję? - dodał. Spojrzałam zdezorientowana na Izzy domagając się jakiegoś wyjaśnienia, ale tego co usłyszałam chyba się nigdy nie spodziewałam.
- Tak proszę pana. Z chęcią dołączę do drużyny. - powiedziała uśmiechając się uradowana. Wat. Moja siostra. W. Drużynie?!? Hm, powiedzieć jej, że właśnie skazała się na przebywanie z Caroline? Pff, nie.
- I przychodzę z inicjatywą! - dodała dumnie. Błagam powiedzcie, że się przesłyszałam. Trener widocznie się zdziwił jak i zaciekawił. Izzy.. Ty chyba nie..
- Jaką Isabello? - nauczyciel zaczął szukać czegoś w biurku. - Czekaj, dam Ci zaraz kartkę z ustawieniami. - dodał.
Halo, zapomnieliście o mnie?
- Dziękuję, ale mi nie o to chodzi. - zaczęła i podeszła krok bliżej do biurka, oczywiście nie wypuszczając mojej ręki przy tym. Poirytowana stanęłam obok niej. - Odkryłam ostatnio u mojej siostry, Hope Davis, talent piłkarski i.. - uchylił nieco usta z przerażeniem stwierdzając, że blondynka jeszcze nie skończyła zdania. Ugh, głupia piłka. - ..i myślę, że mogłaby dołączyć do drużyny. - zbladłam. Nie błagam, niech to będzie tylko głupi sen.. Z którego zaraz się obudzę i przywalę siostrze z kija bejsbolowego! - To jak?
- Davis? - wtrącił nauczyciel podając Izzy kartkę przy okazji. - No to przyjdź Hope po siódmej lekcji na trening. Zobaczymy na co cię stać. - dodał przyglądając mi się. Jęknęłam cicho żałośnie.
Isabello. Już. Nie. Żyjesz.
- Pff. - parsknęłam chcąc się jakkolwiek wywinąć. - Izzy żartuje! Ja nie umiem grać! - zaczęłam się bronić, jednak trener mi nie odpuścił.
- Przyjdź, przyjdź. Zobaczymy, a może w tobie drzemie dusza piłkarska? - dodał. Pokręciłam przecząco przerażona głową. Nie, nie nie!
Wyszłyśmy z pokoju nauczycielskiego i westchnęłam głęboko.
- Zginiesz marnie. - mruknęłam do siostry po czym zmyłam się na lekcje. Dzwonek zadzwonił, ale ja zostałam dłużej na korytarzu. Gdy upewniłam się, że jestem sama, oparłam się o ścianę i po niej zjechałam.
- Co teraz mam zrobić?! Ugh, Hope, uspokój się.. Chwila, czy na treningi z nożnej nie chodzi czasem Niall? - jęknęłam żałośnie. - Rany! Jestem skończona! - mruknęłam niezadowolona sama do siebie.

~Czas na trening~

Ręce mi drżały, a ja zaczęłam się jąkać.
- Hope, spokój, to tylko.. trening.. Spokój.. - mówiłam sama do siebie po czym zapukałam do kantorka nauczycieli z WF. Usłyszałam chrząknięcie i kroki po czym ktoś otworzył m drzwi, i ujrzałam tego samego trenera co kilka godzin wcześniej. Izzy, pamiętaj, ja wiem jak pozbyć się ciała....
- M-miałam p-przyjść na t-trening.. - zaczęłam się jąkać, patrzyłam z przerażaniem wymalowanym na mojej bladej już twarzy.
- A! Davis! Tak, chodź, chodź! - zawołał radośnie nauczyciel i wychodząc z kantorka wskazał na szatnię. - Przebierz się i idź na boisko. O i trzymaj. - dodał i rzucił mi piłkę, którą ręcznie odebrałam - Leć, bo czas nagli. - mruknął. Świetnie, zaraz się zabiję na tym boisku, ale kit, odegram się.
Chwilę później byłam już ubrana w czarne legginsy, białą bluzkę i niskie czarne trampki. Właśnie związywałam włosy w koczka kiedy przyszedł trener. Raz się żyje, najwyżej się potknę, stracę przytomność, zaciągną do kąta, zgwałcą i porzucą moje ciało w pobliskich krzakach, pech. Wzięłam głęboki oddech i położyłam piłkę na ziemi, trener w tym momencie zapisywał jakieś notatki, a ja rozejrzałam się. Hm, pusto. Uśmiechnęłam się pod nosem i już chciałam wziąć ponownie piłkę, gdy nagle na boisku - ni stąd, ni zowąd - pojawiła się drużyna szkolna reprezentująca ten sport, gorzej, że to chłopcy, jeszcze gorzej, że w drużynie jest również i..
- Horan.. - szepnęłam cicho przerażona gdy rozpoznałam go w tłumie. Tak jak głosi zasada - "prędzej go usłyszysz, niż zobaczysz." Tak też było. Śmiał się i rozmawiał z kolegami gdy przysiedli chwilowo na trybunach. Uśmiechnęłam się lekko.
- Davis. - mruknął nauczyciel chowając za siebie notatki i ponaglając mnie wydał kilka poleceń, które wykonałam. Reszta mojej "próby" przebiegła ponownie, a ja czułam na sobie wzrok innych...

~*~

- Niedługo wrócę, pa! - wrzasnęła radośnie Iz i przytulając mnie pośpiesznie wyszła zamykając za sobą drzwi. Uniosłam lekko ku górze lewą brew w akcie zdziwienia po czym, wzruszyłam ramionami i zgarniając miskę z popcornem rozłożyłam się na kanapę. Tym samym włączyłam telewizor i ospale gapiłam się obszerny ekran. Wzięłam znudzona garść popcornu i zaczęłam się zastanawiać co takiego może robić moja siostra. Przecież wyszła.. Ciekawe gdzie, i z kim?.. Rany! ale już późno! - pomyślałam i ziewnęłam, później poczułam jak moje powieki powoli opadają a ja zapadam w sen. Zamknęłam oczy i uśmiechając się pod nosem przykryłam się cieplutkim kocem. Jednak zawsze coś musi być nie tak; po chwili usłyszałam natrętne pukanie do drzwi. Żarty jakieś? Jęknęłam żałośnie i wstałam leniwie pocierając oczy piąstkami. Kto to u licha o tej porze?!
- Czego!? - mruknęłam na powitaniu zirytowana, otworzyłam drzwi i zamarłam: moim oczom ukazał się uśmiechnięty Niall. Zamrugałam kilka razy po czym "otrzepałam" głowę.
- H-hej N-niall.. - powiedziałam lekko niepewnie wychylając się zza framugi drzwi, sprawdzając czy ktoś nie robi sobie ze mnie jaj. Chłopak zdziwił nieco i również się rozejrzał po czym jego wzrok utkwił w moich tęczówkach.
- Cześć Hope. - zachichotał cicho. - Jest może Izzy? - zapytał lekko niepewnie. What? Co po mu Izzy o tej porze? - zdziwiłam się i uniosłam lekko jedną brew.
- Izzy? - powtórzyłam, wtedy do mnie dotarło, że przecież dość niedawno wyszła. - Um, spóźniłeś się trochę, wyszła z jakiś czas temu.. - mruknęłam trochę zażenowana i wzrok skierowałam ponownie na blondyna.
Zdaje mi się czy on posmutniał? 
Poczułam lekko ukłucie w sercu. Uchyliłam lekko usta czując, że powinnam coś zadziałać. - N-niall..? - spytałam niepewnie, nieśmiało i spuściłam wzrok na buty.
- Hm? - ruszył głową.
- Jak chcesz możesz mi pomóc ją poszukać. - wypaliłam nie myśląc. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone, czułam na sobie jego wzrok. Podniosłam wolno głowę i ujrzałam jego rozbawienie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Rany, dlaczego on tak na mnie działa?
- Pewnie, chodź. - skinął głową, a kąciki jego ust się podniosły tworząc uśmiech.
- Jasne, poczekaj. - odpowiedziałam pośpiesznie zakładając buty i zakładając swoją bawełnianą czapkę, wzięłam klucze. - Okey. - chłopak ponownie skinął głową i przepuścił mnie przodem przez bramkę naszej posesji. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, jak bardzo zimno jest o tej porze roku jak i dnia. Wzdrygnęłam się na samą myśl co będzie za kilka tygodni.
- Tędy będzie szybciej. - powiedział Niall wskazując na drogę prowadzącą przez pobliski park. Najbardziej czego nienawidzę w tym momencie to ogarniająca nas ciemność, której wręcz nie cierpię od wczesnego dzieciństwa. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
- Skoro tak uważasz.. - powiedziałam cicho, z nutką niepewności. Niebieskooki spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem i klepnął mnie delikatnie w ramię "dodając" otuchy.
- Chyba nie boisz się ciemności, co? - zażartował patrząc na mnie ukradkiem.
- Pff.. N-nie. - odpowiedziałam nieco urażonym tonem. - Chodźmy lepiej.. - mruknęłam. Na szczęście drogę oświetlały nam uliczne lampy, które co jakiś czas gasły by ponownie się zapalić. Mimo, że chodnik był obszerny ja nadal szłam blisko blondyna. Co jakiś czas któreś z nas rzucało jakiś słaby tekst, by utrzymać "rozmowę" na duchu. W pewnym momencie coś poruszyło liście z krzewów tworząc mały hałas i przebiegło nam drogę. Pisnęłam przerażona i jak mała dziewczynka odruchowo wtuliłam się w towarzysza, na co ten zachichotał cicho na mój gest, chyba mu to nawet nie przeszkadzało - a nawet i podobało. Moment. 
- W-wybacz.. - szepnęłam i popatrzyłam przepraszająco na Horana po czym odsunęłam się od niego spuszczając wzrok na buty. Nie powinnam tego zrobić, w końcu i tak jestem dla niego nikim.. - pomyślałam, a w mojej głowie roiło się od masy pytań.
- Chodź tu. - usłyszałam tuż nad uchem irlandzki akcent. Niespodziewanie jednak poczułam, że Niall wziął mnie pod swoje ramie, tak, że szłam tuż obok niego, tak, że swobodnie mogłam poczuć bicie jego serca.. Instynktownie wtuliłam się w niego bardziej, chcąc uzyskać trochę jego ciepła, na co chłopak zamruczał i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Dobra, robi się zbyt gorąąąco. A ja? Zaciągnęłam się zapachem jego perfum, który dotarł do moich nozdrzy.
Nie, mi to nie przeszkadza. - pomyślałam i zamknęłam oczy uśmiechając się pod nosem. Wreszcie było mi tak dobrze.
W końcu otworzyłam oczy i spotkałam się z jego błękitnymi oczami i nieśmiałym uśmiechem. Wnet zniknęła moja pewność siebie, tak jakbym była pod jego zaklęciem. Uchyliłam lekko usta chcąc jakoś się usprawiedliwić, równie niespodziewanie zaczęło kropić; kilka sekund później zaczęło lać. Nic nie mówiąc, niebieskooki dał mi swoją bluzę i tak jak jak poprzednio: otulił mnie swoim ramieniem. Na dworze zrobiło się chłodniej? Oops..
Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i trochę też droczyliśmy, przez te kilka lat co go "znam", poczułam jakby był mi całkiem bliski.. Trochę tak jak Izzy.
Ni stąd, ni zowąd, blondyn złączył nasze dłonie. Popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko przestraszona, poczułam jak moje policzki się różowią. Po chwili uczucie dyskomfortu minęło. Przy nim czuję się dobrze; tak inaczej, tak wolno, przy nim mogę czuć się bezpiecznie. Zabawne.

~*~

Śmiejąc się dotarliśmy aż pod drzwi mojego domu. Wyjęłam klucze i zręcznie otworzyłam zamek od drzwi. Pokręciłam z niedowierzaniem głową nadal cicho chichocząc. Czyli co, czas się pożegnać? Mina mi zrzedła, jemu również. Ale cóż, tak bywa. Ponownie się do siebie zbliżyliśmy szczerząc się. Tak blisko, a tak daleko. Uchyliłam nieco usta by coś powiedzieć, jednak chłopak mnie poprzedził:
- To widzimy się na treningu, Hopey. - powiedział i mnie przytulił. Nagle w jednym momencie poczułam jakby stado motyli uwolniło się w moim brzuchu. Jest jedynym chłopakiem, który mnie przytulił. - Pa! - wrzasnął po czym moment później znalazł się już przy bramie.
- Pa Niall. - odpowiedziałam cicho, choć bardziej to przypominało szept do samej siebie niż odpowiedź. Przez jeszcze pewien czas odprowadzałam go wzrokiem aż po chwili znikł mi z oczu. Westchnęłam rozmarzona a zarazem tak smętnie, a mimo to nadal się uśmiechałam. Gdy chciałam pójść do siebie na mojej drodze stała Izzy, która oparta o framugę drzwi przypatrywała mi się od zapewne dłuższego czasu. Spojrzałam na nią zaskoczona, na co ona posłała mi pytające choć znaczące spojrzenie.
- Jak było na randce? - odezwałam się robiąc triumfalną minę i krzyżując ręce na piersiach, a blondynka wywróciła oczami zabawnie.

Czytasz = Komentujesz : )
___________________________________
P: Mam nadzieję, że wam się podoba rozdział. ^^ Specjalnie dla Was pojawiły się i momenty Niopey Hovis Moments! [Niall+Hope] :D W każdym bądź razie: Oby wam się podobało i mam nadzieję, że czekacie na następną część, bo my czekamy na waszą opinię wyrażoną w komentarzach. xx :)
W: Oj Niasella Shippers hahahaha. Jak się podoba rozdział? Zachęcam do kontynuowania czytania naszej zwariowanie pokręconej historii. Pozdrowionka xx

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 6

3 komentarze:

Hope

Get Up! Czas do szkoły!

Jęknęłam żałośnie słysząc irytujący dźwięk jaki wydawał w tym momencie budzik. Z każdą sekundą miałam coraz to większą ochotę, by rozwalić owy przedmiot oraz zamordować z premedytacją osobę, która go wcześniej ustawiła.
- Izzy do cholery! - wrzasnęłam z zamkniętymi oczami poirytowana. - Rusz się i wyłącz to żelastwo! - dodałam. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Zakryłam zirytowana twarz kołdrą, jednak po dłuższej chwili okazało się to złym pomysłem; brakowało mi czegoś. Czegoś, tak ważnego.. Hmm.. Tlenu!
Usiadłam gwałtownie zrzucając z siebie materiał i wzięłam głęboki wdech. Przetarłam leniwie oczy i rozciągnęłam się, wtedy moją uwagę przykuło puste łóżko mojej siostry.
- Um, Izzy? - mruknęłam zdziwiona. Czyżby już wstała?
Wolnym i niepewnym krokiem podeszłam do jej łóżka. Kołdra była w połowie na ziemi, a wraz z poduszką na podłodze leży...
- Izzy! - wrzasnęłam na cały głos, może teraz się obudzi? Jednak: nie. Dziewczyna jedynie przewróciła się na drugi bok i mamrocząc pod nosem przytuliła mocniej swojego pluszowego niedźwiadka.
Rany, ona to ma kamienny sen.
Pstryknęłam palcami na znak, że wpadłam na genialny pomysł i w ułamku sekundy w moich dłoniach znalazł się klakson - używany zazwyczaj na meczach w bejsbolu. Zamknęłam oczy i starałam się zasłonić uszy, by nie ucierpieć na tym za bardzo i wdusiłam biały przycisk. Przeciągły huk został skierowany w stronę mojej siostry, która niczym oparzona podskoczyła.
- AAAAA! - pisnęła przerażona na co ja zaśmiałam się cicho. Odłożyłam na ziemię swoją broń i swój wzrok utkwiłam w niebieskookiej. Spojrzałam na nią i myślałam, że popłaczę się ze śmiechu.
Jej blond włosy pokręciły się i napuszyły, tworząc przy tym niezłe arcydzieło.
- Izzy Szopanagłowie Anderson. - parsknęłam się po czym wybuchnęłam śmiechem.
- Co? - mruknęła moja pół śpiąca siostra unosząc jedną brew ku górze po czym ziewnęła, chyba nie zorientowała się o co mi chodzi. Trzymałam się za brzuch podczas gdy moja siostra patrzyła przerażona w swoje odbicie w lustrze.
- Chciałaś upodobnić się do Stylesa? - dodałam rozbawiona.
Blondynka pisnęła przerażona, a ja poczułam jak moje uszy cierpią. Ał!

~*~

Siedziałyśmy właśnie w aucie, w drodze do szkoły. Izzy siedziała z miną zawodowego mordercy i krzyżowała ręce na piersiach, a ja? W dalszym ciągu nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Spojrzałam na nią z przepraszającą miną, jednak gdy właśnie chciałam się odezwać - odezwała się i nasza mama, oznajmiając, że jesteśmy pod szkołą i mamy ruszyć tyłki. Pożegnałyśmy się i wolnym krokiem udałyśmy się do liceum.

Podczas gdy ja starałam się wytłumaczyć mojej tępej siostrze jedno z zadań, ona walnęła głową o ławkę.
- Chyba nigdy tego nie pojmę. - mruknęła z niesmakiem. Wywróciłam jedynie oczami słysząc jej słowa. Reszta lekcji upłynęła podobnie, aż do dzwonka.
- Teraz wf? - zapytała Izzy poprawiając pasek od torby.
- Teraz wf. - odparłam zniesmaczona. WF nie należy do moich ulubionych lekcji, szczególnie, że tą, jedynie TĄ, lekcję mam razem z klasą w której znajduje się Caroline. Na samą myśl przeszły mnie dreszcze. Poprowadziłam Izzy do naszej szatni i razem z innymi uczennicami zaczęłyśmy się przebierać w odpowiednie stroje.

Poprawiałam właśnie włosy, które spięłam w kucyka i weszłam na salę, a za mną Izzy, pogrążona w rozmowie z jakąś inną dziewczyną. Spojrzałam na boisko; została na nim wywieszona i założona siatka do gdy w siatkówkę. Jęknęłam i spojrzałam w górę. Za co. - burknęłam cicho i ponownie skupiłam swój wzrok na siatce. Wtedy zauważyłam piłkę, która leciała z dużą prędkością w stronę Isabelli. A kto ją rzucił?
Nikt inny jak.. Styles.
- Izzy! - wrzasnęłam, chcąc uchronić siostrę przed ciosem z piłki. Na szczęście w samą porę zrobiła unik. Gorzej dla rzucającego; Izzy się wkurzyła. Blondynka wzięła piłkę i podeszła do linii siatki, która odcinała jedną połowę boiska od drugiej. Na równiej odległości od siatki, lecz po drugiej stronie boiska stał i Harry, równie wściekły z niezadowolonym wyrazem twarzy.
Gdyby nie siatka, to dzieliło by ich może z 40 centymetrów. Patrzyli na siebie groźnie. Oboje już chcieli na siebie nawzajem nawrzeszczeć; wtedy dziewczyna chciała z całej siły cisnąć tą piłką w kędzierzawego, jednak przeszkodził im nauczyciel, który wreszcie zaczął lekcje. Parsknęli na siebie i zajęli swoje miejsca w drużynach, a ja na ławce rezerwowych, dlatego też mogłam z zaciekawieniem przyglądać się zaistniałej sytuacji: Podczas całego meczu nie obyło się bez kpiących komentarzy z ust naszej parki oraz piłki, która to miała trafić w Izzy, a to w Harry'ego. Nie mają innych zajęć? Wywróciłam oczami podpierając twarz w dłoniach.
Reszta lekcji minęła równie nudno. Isabella okazała się być tylko świetną siatkarką.

- Wiesz, ja muszę jeszcze coś załatwić. Zobaczymy się w domu, dobrze? - mruknęłam i wolno odwróciłam głowę w stronę siostry kiedy opuściłyśmy wreszcie szatnię.

Izzy


- Okey. - zdążyłam powiedzieć nim moja siostra się zmyła. Nie rozumiałam jej ucieczek, zniknięć i wybuchów. Sama może byłam tego dnia w nie najlepszym humorze, ale nie dawałam nogi ze szkoły. Postanowiłam podpytać na angielskim Nialla. Miałam nadzieję, że może on chociaż trochę mi pomoże. 
- Niall? -  zagadałam do blondyna, który siedział obok mnie równie znudzony lekcją.
- Co tam Izzy? - zapytał takim tonem jakby przez cały czas czekał, aż się odezwę. 
- Bo widzisz, jest taka sprawa. Chodzi o Hope. Znika, nic nie mówi, a wczoraj, przed naszą kozą, jakaś Caroline, Harry i jeszcze jakaś czwórka wręcz ją katowali. Co się dzieje bo od tej mojej siostrzyczki to ja nic nie wyciągnę...
- No widzisz. Hope jeszcze w gimnazjum wyrobiła sobie dość niekorzystną opinię.
- Mianowicie? - ponagliłam go.
- No to chodzi o to, że podpadła Carli, a ona jest strasznie mściwa. Zrobisz dla niej coś miłego to raz dwa zapomni, a najmniejszy błąd będzie Ci wypominać do końca życia. 
- To pewnie mam już nieźle przesrane. - zaśmiałam się pod nosem.
- Co Ty jej już zrobiłaś?! - blondyn wytrzeszczył na mnie te swoje niebieskie paczadła. 
- Hm. Prawie przywaliłam jej w ryja, ale dostał Harry, który prawdopodobnie jest jej chłopakiem, którego potem jeszcze oplułam. - liczyłam sobie na palcach moje "grzeszki"
- Dziewczyno! Idziesz jak burza! - myślałam, że Niall zaraz wstanie z miejsca.
- Co się tam dzieje?! - nauczycielka spojrzała na nas spod swoich wielkich okularów. - Panie Horan. Mało panu siedzenia w kozie w tym semestrze?
- Przepraszam, prze pani. - mój towarzysz skulił się, a ja tylko zachichotałam. Przez resztę lekcji siedzieliśmy już cicho.

Po powrocie ze szkoły miałam nadzieję, że zastam Hope w domu. Nie myliłam się. Moja siostra siedziała z rodzicami w kuchni i prowadziła żywą rozmowę. Oni jej pozwalają na takie wagary?! Kurwa, ja też ta chce!
- O! Jesteś Izzy. - powitał mnie ojciec. - Tak myśleliśmy, że może byście się wybrały na zakupy. Co Ty na to?
- Jasne! - klasnęłam w dłonie. Łażenie po sklepach, tego mi było trzeba.

Nie minęły jakieś dwie godziny, a my z Hope zaliczyłyśmy już chyba wszystkie sklepy.  Zmęczone udałyśmy się do jednej z kawiarni. Nigdy bym nie powiedziała, ze będę miała siostrę i że będę się z nią tak świetnie dogadywać! Miałyśmy podobne gusta, słuchałyśmy podobnej muzyki. Jedyna rzecz to to, że ona była mądra, a ja czułam się przy niej jak typowy pustak.
- Mamy tego trochę. - zaśmiała się brunetka przyglądając się naszym torbom z zakupami
- Nom. Ale zawsze tak kończą się zakupy ze mną. Muszę wypakować dokładnie moja walizkę bo połowa rzeczy się tam jeszcze wala. - westchnęłam mieszając swoja Latte.
- To to jeszcze nie wszystko?! Tyle tego masz... rany...
- No widzisz. - wyszczerzyłam się do niej.
- Oho! Elita idzie.. - Hopey automatycznie skuliła się na siedzeniu i gdyby tylko mogła to wlazłaby pod ten stół.
- No i ? Będziesz się nimi przejmować? To, że Caroline Cię nie lubi, nie znaczy, że masz się chować na każdym kroku! Masz mnie, a jak już pewnie zauważyłaś, ze mną równie jak z nią, nie ma żartów.
- To zdążyłam zauważyć. - uśmiechnęła się blado. - Ale nie zawsze będziesz przy mnie, a ona na domiar złego jest ze mną na większości zajęć, a Ty, nie. - westchnęłam ciężko.
- Wiesz, ja przejdę się jeszcze do tego butiku z tą superową apaszką.
- Jednak się zdecydowałaś? - pokiwałam tylko głową z wielkim bananem na twarzy. 
Wyszłam z kawiarenki  i ruszyłam w stronę sklepu. Po drodze musiałam się jednak na jednego z członków "elity" jak to nazywała ich Hope. 
- Sorki, wybacz. - przeprosiłam chłopaka, na którego wpadłam. Zadarłam głowę i ujrzałam przystojnego Mulata o kruczoczarnych włosach. 
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się do mnie i odsunął. - Jestem Zayn. A Ty pewnie jesteś Izzy.
- Moje imię jest aż tak popularne? - zaśmiałam się ściskając wystawioną przez chłopaka dłoń. 
- No w ostatnim czasie jest one wręcz nadużywane przez Carli. - pokręciłam tylko krytycznie głową. - Nie przejmuj się nią. Ona jest cięta tylko na Twoją siostrę. 
- Ale ja nie pozwolę obrażać Hope. - odsunęłam się gwałtownie od Zayna.
- Przepraszam. Nie chciałem Cię tym urazić. Nie chcę, aby nasza znajomość zaczynała się od kłótni. Bo liczę, że będzie to bardzo miła znajomość. - uśmiechnął się do mnie w dość dziwny sposób. Nie wiedząc co zrobić po prostu sama się uśmiechnęłam. 
- Wiesz, będę się już zbierać. Do zobaczenia w szkole! - machnął mi jeszcze ręką na pożegnanie, a ja szybkim krokiem ruszyłam do butiku.

- Serio? Ja się pytam: serio?! - Hope wyjmowała kolejne moje rzeczy złożone w drobną kosteczkę. 
- No tak! Wiesz ile ja się namęczyłam, żeby to poskładać! 
- A niby gdzie my to poskładamy? - wybuchnęłam śmiechem. Szybko jednak pozbierałam się i zaczęłam chować ubrania do szafy. Gdy jednak odwróciłam się, moje oczy przeżyły szok. Hope, ta niesforna brunetka, kozłowała moją piłkę do nogi. Sama nie wiem po jaką cholerę ją wzięłam, ale jak widać przydała się mojej siostrzyczce.
- Co Ty robisz? - zapytałam, wyrywając ja tym samym z piłkarskiego transu.
- Gram. - Hopey wyszczerzyła do mnie swoje białe ząbki.
Odkryłam jej talent!

~jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz~
_____________________________
P: Tak! Oto kolejny rozdział za nami! Co teraz? Co będzie dalej? Musicie poczekać na kolejny rozdział i mam nadzieję, że nadal będziecie śledzić tę zabawną historię. :) Kocham. xx
W: Uff... część napisana w pół godziny xD Jak wam się podoba? Pojawił się Zenek haha ^.^ Widziałam ostatnio jedną Niasella Shipper heh. No nic, nie będę przeciągać. Mam nadzieję, że wam się spodobał rozdział ;) Do następnego xx

P: Psst. 
Czy ktokolwiek, 
prócz mnie jeszcze uważa, że 
Izzy i Niall tworzyliby idealną parę?
Haha. xx

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 5

3 komentarze:

Izzy

Droga do szkoła minęła mi dość przyjemnie (mimo, że pogoda była do dupy...). Poprzedniego wieczoru Hope wytłumaczyła mi materiał omawiany przez nią w ciągu minionego tygodnie nauki. Szczerze? Nic nie zrozumiałam. W sumie nie ma się co dziwić. Z moją kumatością to nawet ułanki są wyższą matematyką...
Po drodze śmiałyśmy się z czegoś nieustannie. A to, że jakaś staruszka nie może utrzymać swojego psa na smyczy, a to że jakiś facet omal się nie wywalił. Pod szkołą otworzyłam szeroko usta. Myślałam zawsze, że moja szkoła jest wielka, ale ten budynek był jak 3 moje poprzednie licea.

Weszłyśmy do środka. Zrobiło się trochę cieplej dlatego zdjęłyśmy swoje kurtki i pozostawiłyśmy je w szatni. Cały czas dyskutowałyśmy na temat tego jak mam się zachowywać w szkole.
Wychodząc zauważyłam pana H idącego korytarzem. Jak to już miałam w nawyku, zatrzymałam się i skupiłam swoje spojrzenie na nim.
- Hej? Czy Ty mnie słuchasz? - Hope pomachała mi ręką przed oczami.
- Um... Sorry, zagapiłam się. - powiedziałam nie spuszczając oka z kędzierzawego.
- Na co? Na Harry'ego? Nie żartuj, że Ci się podoba! - Zaśmiała się. - Nie warto. On ma dziewczynę.- A jednak...
Westchnęłam ciężko.
- Hope, a gdzie jest...- zaczęłam odwracać się w stronę siostry.
- Hope?! Chyba Ci się coś pomyliło dziewczynko! - jakaś blondynka spaliła mnie wzrokiem.
- Sorry, ale ja nie jestem dziewczynką. Jestem Izzy. - wyciągnęłam z uśmiecham rękę w stronę dziewczyny. Niestety, w odpowiedzi usłyszałam tylko "spadaj!"
Jakimś cudem odnalazłam sekretariat i moją szafkę. Zabrałam potrzebne książki i udałam się na biologię. Kolejny przedmiot na mojej długiej liście znienawidzonych przedmiotów szkolnych.
Weszłam do sali 305 jakieś 6 minut przed dzwonkiem. Nigdzie nie widziałam Hope i miejsca dla siebie. Dopiero po chwili zauważyłam miejsce obok jakiegoś blondyna. Bez wahania podeszłam do niego.
- Mogę usiąść? - zapytałam wskazując wolne krzesło.
- Mhm. - chłopak skinął głową nie odrywając oczu od swojego iPhona. Usiadłam i położyłam swoje książki na biurko, po czym walnęłam głową o blat. Gdy zadzwonił dzwonek, mój towarzysz schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie.
- Co Ty tu robisz?!
- Wiesz, gdybym nie zapytała czy mogę tu usiąść, to może i bym się zastanowiła nad odpowiedzią - odparłam z dziewczęcą gracją.
- Ale...
- Ale tak się zagapiłeś w telefon, że zapomniałeś, że mi pozwoliłeś.
- Ach, sorry, wybacz. - niebieskooki podrapał się po głowie. - Jestem Niall. - podał mi rękę.
- Izzy, miło mi. - uścisnęłam dłoń.
Do sali wszedł nauczyciel i spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Przypomniałam sobie o kartce wypisanej przez rodziców. Zerwałam się i podałam papier mężczyźnie.
- Panno Anderson, proszę, przedstaw się klasie. - Mmm... coś co lubię...
Hej! - wszyscy spojrzeli na mnie. - Jestem Isabella. Ale mówcie mi Izzy. Mam nadzieję, że mnie polubicie, chociaż znając życie znienawidzicie. - powiedziałam z uśmiecham.
- Dobrze Isabello, możesz już usiąść.
- Tak jest! - zasalutowałam jak w wojsku co wywołało stłumione śmiechy i krytyczne spojrzenie siwawego nauczyciela.. Wróciłam do ławki i zaczęła się zwykła nudna lekcja.

- Hej, Izzy, rozumiesz coś z tego? - zapytał szeptem Niall.
- Zwariowałeś? Ja do tej pory się dziwię, że zdałam do liceum. - zaśmialiśmy się.
Reszta lekcji minęła nam na wymianie swoich braków w wiedzy. Jak się okazało, Nialler tak samo jak ja, nic nie umie.

Następną lekcję miałam na pierwszym piętrze. Nie mogłam się obejść bez kłopotów. Wspinając się po schodach potknęłam się o własne nogi i poleciałam do przodu.
- Kurwa mać! - krzyknęłam upadając na dłonie.
Pech chciał, że przede mną szła jakaś nauczycielka i gdy tylko w moich ust wydobyły się niekorzystne słowa, odwróciła się z zabójczym spojrzeniem. Szybko się podniosłam żeby nie tamować przejścia.
- Jak masz na nazwisko młoda damo. - kobieta wyjęła jakiś notes i spojrzała na mnie.
- Isabella Anderson. - powiedziałam lekko zszokowana. Jeszcze nie wiedziałam co się kroi
- Ładnie sobie pani poczyna, panno Anderson. - cisnęła we mnie kartką z notatnika i odeszła. Spojrzałam na świstek papieru. Ta stara krowa wlepiła mi kozę! Byłam wściekła.

Reszta zajęć minęła mi na moich filozoficznych przemyśleniach. Nigdzie nie widziałam ani Hope, ani Nialla, ani Harry'ego. Tego ostatniego to w sumie nie chciałam spotkać.
Szłam właśnie na swoją odsiadkę kiedy nagle zauważyłam grupkę, która stała przy ścianie i najwyraźniej z czegoś się śmiała. Podeszłam do nich i zaczęłam się przeciskać między nimi. To co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Stali oni nad Hope, która kuliła się przy ścianie. Wyglądała jakby ktoś ją pobił. Obecni nad nią trzymali swoje telefony i robili dziewczynie zdjęcia.
- Przestańcie! - warknęłam na rozbawionych. Wśród nich były 2 dziewczyny, z czego jedna nie wyglądała na zadowoloną z tego co robi; oraz czterech chłopaków, wśród nich Harry.
- A Ty co? Obrońca strapionych? - zapytała bardziej zadowolona brunetka. - ta łachudra to nasza Hopey. Niedorajda życiowa. - wszyscy wybuchnęli jeszcze większym śmiechem.
- Ja wiem kto to jest. - powiedziałam patrząc w przerażone oczy Hope. - To moja siostra.
Ekipa spojrzała na mnie z wielkimi oczami.
- Pewnie jesteś taką samą niedorajdą jak ona. - zakpiła brunetka.
- Carli, daj spokój. - odezwała się druga brunetka.
Ja w tym czasie wychyliłam głowę do góry i wzięłam głęboki oddech. Już wiedziałam co chcę zrobić. Wzięłam zamach i już miałam uderzyć w twarz tą Carli, kiedy ta w ostatniej chwili odskoczyła. Zamiast w nią, trafiłam w Harry'ego, który jako już kolejna osoba tego, dnia spalił mnie wzrokiem.
- Co zrobiłaś Ty mała sikso! - warknął Harold.
- Jakoś w parku byłeś dla mnie milszy... - powiedziałam z triumfalnym uśmiechem. Cała Carli zrobiła się czerwona, a reszta zaczęła się śmiać. Chwyciłam Hope za rękę i uciekłyśmy stamtąd.
- Po raz pierwszy ktoś przeciwstawił się Carolinie! Teraz ti Ci nie da żyć... - zachichotała moja siostrzyczka.
- Dobra, mam większe problemy. Nie wiesz gdzie jest sala... 325?
- Na końcu tego korytarza. Zaraz! Wlepili Ci kozę?! Po pierwszym dniu?! - Hope zrobiła wielkie oczy.
- Niestety... - jęknęłam i poszłam do klasy wskazanej przez brunetkę sali.
W środku siedział Nialler i kilku innych uziemionych uczniów. Przysiadłam się do chłopaka, którego jako jedynego tam znałam
- Hello! - przybiłam z chłopakiem piątkę. - Ciebie też wsadzili? Za co?
- Za spóźnienia ogólnie, a Ty? Oaza spokoju i kultury? - zażartował blondasek.
- Dzięki, że mi schlebiasz, ale nie wylądowałam tu za mój spokój i kulturę. Długa, nudna historia.
Mieliśmy być wszyscy cicho, ale oczywiście nie obyłam się bez dyskusji z Niallem. Dowiedziałam się, że lubi nożną i gra na gitarze.
- Nauczyłbyś mnie grać? - zapytałam korzystając z mojego uroku osobistego.
- Jasne, nie ma problemu. - blondasek przystał na moją propozycję ochoczo.

Po jakieś godzinie odsiadki wyszliśmy z klasy. Jak się okazało, Hope na mnie cały czas czekała.

Hope

Izzy siedziała już w kozie pierwszego dnia swojej obecności w szkole, nie jestem pewna ale to chyba nowy rekord. Zaśmiałam się pod nosem na samą myśl o tym i usiadłam na pobliskiej ławce, czekając za nią. Westchnęłam i oparłam głową o ścianę. Nigdy chyba nie zapomnę jej miny kiedy zamiast trafić pięścią w Caroline - trafiła w Harry'ego, który chyba nie ucieszył się z tego gestu. Pokręciłam lekko głową z niedowierzaniem. Ocaliła mi tyłek przed zgrają tych szkolnych hien, to szalone i nie obędzie się bez kłopotów. Wyjęłam swój już pół żywy telefon z kieszeni gdy zabrzmiał dzwonek kończący lekcje innych, oraz kończący odsiadkę Isabelli.
 Uśmiechnięta odwróciłam się w jej stronę, jednak tego co zobaczyłam się nie spodziewałam. Mina mi zrzedła; obok Izzy szedł nikt inny jak..
- Niall.. - szepnęłam przerażona bezgłośnie sama do siebie. - Um, to znaczy.. Jak tam odsiadka? - zapytałam z rozbawiona do Izzy, choć swój wzrok skierowałam na blondyna. - H-hej Niall. - wydukałam z bladym uśmiechem. Fakt, jest przystojny, ale nie jaram się nim jak jakaś trzynastolatka, pff.
- Hej, Hopey - Niall zachował się wobec mnie o dziwo miło. A w  sposób w jaki wypowiedział moje imię, zrobiło mi się niewiarygodnie miło.. Stop, Hope, opanuj się.
- Jesteśmy siostrami! - Izzy objęła mnie ramieniem. Miny blondyna nie potrafię opisać.
- Siostrami?! - powtórzył z wielkimi oczami.
- Noooo. - Moja siostrzyczka zrobiła głupkowatą minę.
Ruszyliśmy we trójkę w stronę szatni. Ja byłam cicho, a Niall z Isabellą nawijali cały czas. Ci to mieli tematów. Znali się kilka godzin, a gadali jak starzy, dobrzy znajomi. Po wyjściu ze szkoły rozstaliśmy się z Niallerem i poszłyśmy z Izzy w stronę naszego domu.
- Widzę, że zakumplowałaś się z Niallem. - zachichotałam cicho, przerywając tym samym panującą, niezręczną ciszę.
- Jest na serio w porządku. A on... ym... też robił to co tamci? - Izzy, nie zaczynaj tego tematu... - A tak w ogóle to co to było? Nic nie wspominałaś, że masz jakiś wrogów. - blondynka zatrzymała się i założyła ręce na piersi.
- Musimy o tym gadać? - zapytałam z miną szczeniaczka.
- Nie chcesz to nie musimy. - wzruszyła ramionami i ruszyłyśmy dalej.
Przechodziłyśmy akurat przez park, więc do domu zostało nam jakieś 5 minut spacerku. Moja zdolna siostrzyczka potknęła się o wystającą płytę chodnikową i już leciała na twarz. Na szczęście, albo raczej nieszczęście złapałam ją, lecz byłam za słaba w rękach i obie poleciałyśmy do przodu.
- Jasna cholera! - Izzy wyklinała wstając.
- Już przestań. Nic się nie stało. Takie gleby to normalka. - zaśmiałam się
- Dla Ciebie, Davis wszystkie wypadki to normalka! - usłyszałam za sobą znienawidzony już od dawna głos. Odwróciłam się i rzeczywiście zobaczyłam Styles'a. Zawsze muszę trafić na tego dupka w najmniej chcianym momencie.
- Spadaj! - warknęła Isabella, która stała już na równych nogach i mogłam zauważyć, że jest wściekła.
- No proszę, rzeczywiście jesteś tak samo fajtłapowata jak Twoja siostrzyczka. Izzy? Tak, Izzy. - Loczek zaczął się do nas przybliżać. - Ale wiesz, muszę Ci pogratulować. Nawet ja nie trafiłem pierwszego dnia do kozy.
- Zazdrościsz? - znów z ust Izzy padło złośliwe warknięcie.
- Nie mam czego. To raczej nie powód do dumy. A tak w ogóle to my się chyba nie znamy? Jestem, Harry, Harry Styles. A Ty jesteś Izzy Davis? - kędzierzawy wyciągnął rękę w stronę mojej siostry, a to, co zrobiła po prostu mnie rozbroiło. Napluła mu prosto na dłoń. Mocna jest... - Już nie masz życia, mała zdziro!. - Loczek się naburmuszył i sobie poszedł. Isabella też chwyciła mnie za rękę i ruszyłyśmy do domu.

- Jesteś naprawdę mocna! - wybuchnęłyśmy gwałtownym śmiechem kiedy przekroczyliśmy próg drzwi w domu. Nie, błagam; Izzy, moja siostra, postawiła się Caroline i Harry'emu
- Oj wiem. - mruknęła blondynka kiedy przejęłam od niej kurtkę i zawiesiłam ubranie na wieszaku. . Dziewczyna wykończona padła na kanapę i szukając pilota włączyła telewizor. Chichocząc pod nosem wzięłam swoje kapcie i podreptałam do kuchni. Co by tu zrobić? - pomyślałam przeglądając zawartość szafek aż natknęłam się na pudełko z kakaem. Wyjęłam ja i postanowiłam przygotować dla nas gorący napój.
- Mmm... Kakałko - Isabella oblizała się w progu podczas gdy nalewałam gorące mleko do kubków.
- Lubisz? - zapytałam z uśmiechem.
- Ba! Jeszcze pytasz. Uwielbiam!
Wzięłyśmy kubki i poszłyśmy do salonu. W telewizji leciało jakieś kolejne durne reality show. Mnie strasznie nudziło, ale Izzy była potwornie zainteresowana.

- Hope! Pomożesz mi z matmą?! - usłyszałam wołanie siostry przez drzwi. Wyszłam i udałam się do jej pokoju.
- Czego nie wiesz? - zapytałam ze znudzeniem.
- Tego. - blondynka pokazała mi podręcznik z jakimś zadaniem z matmy.
- To jest akurat proste. Tutaj przepisujesz. tu zamieniasz, a tu mnożysz. - z uśmiechem spojrzałam na Izzy. Jej mina była troszeczkę inna niż się spodziewałam. Patrzyła na mnie jak na idiotkę.
- I Ty myślisz, że ja coś zrozumiałam? - zapytała sarkastycznie. - A w sumie. Mniejsza z tym. Siadaj, pogadamy.- usiadłyśmy na łóżku dziewczyny. - Gdzie są rodzice?
- Ym. Tata jest w biurze, a mama pewnie w gabinecie. Nie radzę jej przeszkadzać. Projektuje jakąś nową kolekcję. - niebieskie oczy Isabelli omal nie wyszły ze swoich orbit.
- To mama jest projektantką?! Czekaj... OurDevis to jej marka?!
- Tak. - przyznałam dość niechętnie. Moja siostrzyczka zerwała się i zaczęła skakać po całym pokoju. - Dobra, już uspokój się. - złapałam ją za ramię.

Siedziałyśmy tak przez jakieś dwie godziny, ciągle rozmawiając o wszelakiego rodzaju duperelach. W końcu jednak rozmowa zaczęła schodzić na temat "chłopcy". Nie chciałam o tym gadać bo wiedziałam, że Izzy będzie chciała wiedzieć wszystko.
- A Niall. Znasz go? - wyrwała mnie z zamyśleń siostra.
- Trochę, ale Ty chyba lepiej. - zachichotałam cicho. - Spodobał Ci się?
- Wiesz... Jest w porządku. Ale żeby mi się spodobał to nie wiem. Z natury nie mam tak, ze ktoś mi się od razu podoba.. - wymamrotała.
- Czyżby? - wybuchłam śmiechem, na co dziewczyna refleksyjnie się "przebudziła".
- Harry się nie liczy! To skończony dupek! - wrzasnęła Izzy a na kąciki jej ust lekko się podniosły. - Myślałam, że będzie milszy, ale jak to zazwyczaj bywa, zawiodłam się.. A Ty? - spojrzała na mnie bystrym wzrokiem. - Podoba Ci się ktoś? - Jej pytanie wprowadziło mnie w zakłopotanie.
- Hm... Czy ja wiem.. - mruknęłam i przygryzłam w zamyśleniu wargę. Starałam się znaleźć jakiś punkt i zatopić w nim swój wzrok, chcąc uniknąć odpowiedzi (po prostu widać kiedy kłamię.. nie patrzcie tak na mnie!) Szczególnie przeszkadzało mi uczucie, że moja siostra wywierca we mnie niewidzialną dziurę swoim ciekawskim, wyczekującym odpowiedzi wzrokiem. - No jest taki.. Ktoś?.. - uśmiechnęłam się sztucznie, na co dziewczyna gestykulując rękoma wskazywała mi bym m mówiła dalej.
- Mów dalej. - odpowiedziała usatysfakcjonowana blondynka. Jęknęłam żałośnie wiedząc, że i tak będzie mnie z tym męczyć i gnębić aż jej nie powiem.
- Ugh, dobrze.. Taki jeden.. - spuściłam wzrok, lekko się rumieniąc. - Wysportowany.. Blondyn.. o nieziemskich, prześlicznych błękitnych oczach.. - mówiłam rozmarzonym głosem, uśmiechając się, nie wiedząc nawet czemu. W końcu on.. Mi się w cale.. Nie podoba. Pff.
- Aww! ... A daaalej? - niecierpliwiła się lekko. Właśnie uchyliła usta by coś dodać, jednak nie dokończyłam bo do blondynki zadzwonił telefon. Uff... Uśmiechnęłam się niewinnie i wykorzystałam moment - ulotniłam się. Szorując butami wyszłam przymykając drzwi od pokoju.
________________________________________
P: Uff, już (albo aż) mamy za sobą piąty rozdział. :D Ja się cieszę i sama nie wiem co nam jeszcze przyjdzie do głowy, hahaha. ♥ Czekacie na następną część? :3 
Jak myślicie co będzie się działo później? 
Nie będę się rozpisywać, bo jeszcze przypadkowo coś zdradzę, haha. xx
Pst. mamy tu jakieś Hiall Shipper albo Hasella Shipper? :D xD


W: Jakoś przebrnęłyśmy przez piąty rozdział xD
Jak wrażenia ze szkoły? ♥
Ciekawi co dalej? :)
U nas głowy pełne pomysłów. xD 
Wyraźcie swoje opinie w komentarzach! 
:D
No to do zobaczenia za 10 dni!
Pozdrowionka xx 

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 4

4 komentarze:
~ Hope.
Stojąc wraz ze swoją matką przed ogromną, a zarazem elegancką restauracją ocierałam co chwilę nogą o nogę, żeby się chociażby trochę rozgrzać. Ojciec z moją nową siostrzyczką nadal się nie pojawili. Co prawda nie ubrałam się zbytnio dobrze do panującej akurat pogody.. Ale jak wychodziliśmy z domu to było gorąco! ...Po cholere zakładałam cienkie rajstopy?! Ugh, Spóźniają się z dobrą godzinę! - pomyślałam, a po moich plecach przebiegły ciarki. O tej porze roku nie można się niczego spodziewać; raz grzeje słońce, innym razem wieje wiatr, a jeszcze innym można się natknąć na ulewę. Choć w sumie jest jesień, więc deszcz oraz chłód powinny być normalnością, prawda? Na szczęście moje przemyślenia przerwał znajomy mi już klakson z samochodu taty co symbolizowało, że właśnie przybyli. Odwróciłam się w ich stronę, a na samą myśl, że ponownie będę musiała z nią spędzać czas mogłam tylko wywrócić oczami.
- Zachowuj się, dobrze? - mruknęła do mnie cicho moja.. nasza matka, na co ja tylko westchnęłam bezgłośnie i burknęłam coś w stylu "dobrze" i zwróciłam swoją uwagę ku spóźnialskim.
- I jak? Jest niewiarygodna prawda? Sam wybierałem! - powiedział z dumą ojciec, a w jego głosie dało się usłyszeć niebywałą radość i zadowolenie. Za pierwszym razem nie mogłam zrozumieć o co mu chodzi, wtedy spojrzałam na Isabellę. Otworzyłam szerzej oczy i uchyliłam lekko usta. Dziewczyna miała na sobie sukienkę, nie powiem, nawet ładną.
- Jest śliczna.. - powiedziała rozmarzonym głosem blondynka po czym zawisła na szyi naszego ojca. - Dziękuję! - pisnęła radośnie. Wypuściłam głośno powietrze i wywróciłam ponowne oczami przypatrując się tej jakże uroczej, rodzinnej scence.
- Urocze, mogę już rzygać? - burknęłam cicho, i tak nikt nie zwrócił na to uwagi. - Możemy już iść? Jesteśmy spóźnieni.. - mruknęłam głośniej.

~ Izzy
Tata w niedzielę zabrał mnie na zakupy. Mieliśmy tylko zakupić niezbędne podręczniki do szkoły, ale na tym się nie skończyło. Tatuś zobaczył boską sukienkę z kokardą. Nie powiem, ma facet gust. Gdy tylko mi ją pokazał, moja szczęka opadła mimowolnie w dół. Przymierzyłam ją, leżała idealnie. Mój ojciec powiedział mi, że ją kupi. I tak też się stało, nie mogłam się powstrzymać i pojechałam w niej do restauracji. Sukienka, mimo swojej boskości nie dawała mi zbyt wiele ciepła i cała w środku dygotałam kiedy wysiedliśmy z auta by podejść do mamy i Hope. Moja siostrzyczka oczywiście miała focha, ale nie zwracałam na to uwagi. Pocieszało mnie jedynie to, że ona też się trzęsła.
- I jak? Jest niewiarygodna prawda? Sam wybierałem! - Tata był naprawdę dumny z zakupu.
- Jest śliczna.. - rozmarzyłam się trochę i z nadmiaru emocji rzuciłam się na Johna by go przytulić.. - Dziękuję! - zaczęłam piszczeć.
Hope tylko wymamrotała coś pod nosem, a potem zwróciła się do nas - Możemy już iść? Jesteśmy spóźnieni..
- Wchodźmy. - Tata otworzył drzwi do eleganckiej restauracji. W środku było jeszcze bardziej niesamowicie niż z zewnątrz. Minimalistyczny wystój, który uwielbiałam; pełno bieli. Było naprawdę bajecznie. Z rodzicami byliśmy zachwyceni siadając przy stoliku zarezerwowanym na nazwisko Davis. Hope usiadła naprzeciw mnie, założyła ręce a piersi i przybrała wyraz twarzy naburmuszonego dziecka. Wywróciłam tylko oczami.
- Witam, proszę, o to nasza karta dań. - przystojny kelner podał nam menu oprawione w skórzaną okładkę.
- Nim cokolwiek zamówimy, chciałbym wam powiedzieć, że to co teraz się dzieje jest niedopowiedzenia! - zabrał głos ojciec. - Hope, rozumiem, że może Ci być ciężko, ale Izzy to Twoja siostra i będzie teraz z nami mieszkać czy Ci się to podoba czy nie. - zauważyłam, że dziewczyna jest jeszcze bardziej rozwścieczona.
- Pójdę do toalety. - oznajmilam. Nie miałam ochoty słuchać dąsów Hope. Wstałam i ruszyłam w poszukiwaniu łazienki. Nagle moim oczom ukazał się dziwny, a zarazem cudowny widok. Chłopak z parku, obecny obiekt moich westchnień, tajemniczy pan "H" siedział sobie przy stoliku w szerokim uśmiechem na twarzy. Zauważyłam, że nie siedzi on sam. Była z nim jakaś brunetka. Śmiali się najwyraźniej z jakiegoś żartu i zajadali spaghetti.
Może to jego siostra...- Robiłam sobie nadzieję- Ale przecież taki chłopak umówiłby się w restauracji tylko i wyłącznie ze swoją dziewczyną...Może to jednak siostra...
Westchnęłam ciężko i odnalazłam toaletę.
 Gdy wróciłam do stolika Hope siedziała w poprzedniej pozycji, a rodzice prowadzili żywą dyskusję. Nie byłam w nastroju i usiadłam zawiedziona przy stoliku. Czułam, że moja siostra się na mnie patrzy. Uniosłam wzrok ze swoich dłoni w jej stronę. Świdrowała mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- O! Izzy, już jesteś! Zamówiliśmy Ci spaghetti, co Ty na to? - spytała mama na co tylko kiwnęłam głową. - Co się stało, skarbie? - Hope usiadła sztywno. Pewnie nie spodobało jej się to zdrobnienie w moją stronę.
- Nic mamo. Wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się sztucznie, aby nie zgłębiała tematu.
- Musimy wiedzieć, Izzy - zaczął tata - czy chcesz przyjąć nasze nazwisko.
- Co?! - moja siostra zerwała się z krzesła. - Ona ma mieć moje nazwisko?! Nie ma mowy! - brunetka zabrała swoją torebkę i wybiegła z lokalu.Wszyscy w restauracji zaczęli się na nas gapić. Ta chodząca bomba zegarowa musiała wybuchnąć akurat wtedy. Moje policzki zalał róż i skuliłam się lekko. Nie lubiłam takich sytuacji. Dopiero gdy pozostali goście wrócili do swoich rozmów usiadłam normalnie.
- Także...- wreszcie odezwał się ojciec - wracając do Twojego nazwiska...
- Anderson. - przerwałam mu - zostaję przy swoim starym nazwisku. - wyjaśniłam.
- Och ta Hope... Nie wiem co się jej ostatnio dzieje. - westchnęła mama.

Nie czekając na zamówione jedzenie wyszłam z restauracji. Postanowiłam poważnie porozmawiać z Hope. Gdy wróciłam do domu zastałam wszechobecną ciszę. Rozejrzałam się po wszystkich pokojach na parterze, lecz mojej siostry tam nie było. Weszłam na piętro i podeszłam do drzwi, na których przyczepione było srebrnymi literkami "HOPE". Bez pukanie weszłam po cichu do środka. Hopey siedziała na podłodze, oparta o łóżko i spoglądała na drzwi wielkiej szafy. Najwyraźniej nie zauważyła mojego wejścia. Rozejrzałam się po obszernym pokoju. Delikatne pastelowe kolory naprawdę do niej pasowały. Moją uwagę przykuła szczególnie gitara stojąca w rogu pokoju. Zawsze byłam ciekawska dlatego i tym razem podeszłam do instrumentu i bez pytania o zgodę wzięłam go w swoje łapki i zaczęłam grać. Dobra, improwizować.
- Nie umiesz grać... - usłyszałam cichy, lekko rozbawiony głos mojej siostry. Spojrzałam na nią. Ta wstała i ruszyłam w moim kierunku. - Daj. - wystawiła rękę.
Posłusznie oddałam jej gitarę. Hope usiadła na poprzednim miejscu i sama zaczęła grać.
- Jak widzę idzie Ci nie wiele lepiej ode mnie... - skomentowałam z uśmiechem siadając obok niej. W odpowiedzi usłyszałam tylko cichy chichot. - Możemy porozmawiać? - spojrzałam z nadzieją w jej stronę. Hopey odłożyła instrument i skupiła swój wzrok na mojej osobie:
- Jasne.

~ Narrator
Rodzice dziewczyn wrócili do domu po zjedzeniu zamówionego wcześniej obiadu. Nie wiedzieli czego się mogą spodziewać po otwarciu drzwi. Uspokoili się jednak kiedy zauważyli, że na parterze panuje porządek i nie ma żadnych śladów wojny. Udali się więc na piętro w nadziei, że nie zastaną swoich córek pobitych. Weszli na górę i pierwszym pokojem do jakiego weszli, był pokój gościnny, w którym przebywała Isabela. Nie było jej tam jednak. Następnie weszli do pokoju Hope. Widok jaki tam zastali, wprawił ich w oszołomienie. Dziewczyny siedziały na podłodze i śmiały z jakiś błahostek.

_______________________________
~jeśli przeczytałaś/eś, zostaw komentarz, proszę~

P: I jak? Akcja zaczyna się rozkręcać. :D Czekacie na następną część tej historii? :)
Jak oceniacie dziewczyny, myślicie, że coś się zmieni?  Haha xx
W: Może być taki ciąg wydarzeń? Jesteście ciekawi co będzie się działo w szkole? No to pozostaje wam tylko czekać do następnego xD Pozdrowionka xx

czwartek, 30 października 2014

Rozdział 3

4 komentarze:
Hope

Promienie słoneczne jak co dzień, dostawały się do mojego pokoju przez niezasłonięte okno; zawsze tym samym mnie budząc. Otwierałam powoli oczy przyzwyczajając je do panującego obecnie światła. Ziewnąwszy leniwie usiadłam na krańcu łóżka i niemrawie przetarłam oczy piąstkami. Wyprostowałam swoją postawę po czym usłyszałam skrzyp swoich kości. Niechętnie wstałam i zaczęłam się przebierać. Przeczesałam niechlujnie włosy dłonią i zeszłam na dół, jednak zamiast pełnoziarnistych płatków w misce z mlekiem czekała na mnie niespodzianka..
W kuchni przy blacie, zatopiona w rozmowie z moją rodzicielką, siedziała jakaś blond włosa dziewczyna, która co jakiś czas się śmiała jak akurat nie popijała swojej kawy, wygląda podobnie jak tamta z parku. Ech? Zakaszlałam sztucznie kiedy oparłam się o framugę drzwi chcąc zwrócić na siebie trochę uwagi. Oczekiwałam krótkiego powitania w stylu 'jak się spało?', a zamiast tego nieznajoma rzuciła się na mnie i zaczęła mnie dusić.
- Nie mogę uwierzyć, że cię spotkałam! O rany, rany, rany! Aw! - pisnęła blondynka mocno mnie przytulając. Tracę.. Powietrze..
- Na przyszłość: nie rzucaj się tak na ludzi, bo pomyślą, że chcesz ich okraść.. - powiedziałam i niepewnie odsunęłam się lekko od dziewczyny, jednak ta ponownie zaczęła mnie tulić jakbym była najcenniejszym pluszowym miśkiem świata. - Tak w ogóle to my się znamy..? - dodałam oschle próbując odzyskać zabraną mi przestrzeń osobistą.
- Jestem Izzy, twoja siostra! - ponownie pisnęła uradowana. Otworzyłam z niedowierzania szerzej oczy kiedy przysłuchiwałam się słowom nieznajomej. Jej słowa do mnie nie docierały. Moja.. Siostra..? Cały mój świat legł w gruzach. Żyłam w kłamstwie.. Nic nie wydawało się już prawdziwe. Spojrzałam na moją matkę; jej spojrzenie było pełne skruchy i żalu. Wyszarpałam się z objęcia mojej "siostry" i klnąc pod nosem wyszłam z domu trzaskając drzwiami.

Izzy

Stałam zszokowana, przenosząc swój wzrok raz po raz na drzwi, w których zginęła Hope i na mamę, która wyglądała podobnie do mnie.
- Czy zrobiłam coś nie tak? - zapytałam po tym jak drzwi frontowe trzasnęły z hukiem.
- Można było się tego spodziewać. Ona często reaguje bardzo impulsywnie. Jest nad wyraz wrażliwa i czasem sama nie umiem już nad nią zapanować. Nie potrafię do niej dotrzeć. Na przykład wczoraj udawała rano chorą bo nie chciała pójść do szkoły. - zrobiłam zdziwioną minę. - połapałam się kiedy termometr pachniał herbatą z miętą. Nie wiem sama. Ona ma jakiś problem, ale zawsze zbywa temat na boczny tor. A uczy się dobrze.
- Oooo to mi pomoże! - zaśmiałam się i oparłam o blat chwytając kubek z poranną kawką.
- Zobaczymy. Powinnyście się dogadać. W końcu jako siostry znajdziecie wspólny temat. - stwierdziła Elizabeth chowając swój pusty kubek z misiem do zmywarki. Po dokończeniu napoju poszłam do pokoju rozpakować wszystkie rzeczy. Oglądałam wszystkie bluzki podwójnie, przy niektórych dziwiąc się, że takie mam. Po rozpakowaniu wszystkich rzeczy usłyszałam wołanie mamy, czy mam coś do prania. Wzięłam więc wczorajsze, lekko przykurzone spodnie i przegrzebałam kieszenie. Znalazłam wczorajszy bilet na pociąg, jakieś drobne i małą karteczkę. Z zainteresowaniem rozłożyłam ją. Moim oczom ukazał się rząd cyfr i literka "H" pod spodem. Przypomniałam sobie chłopaka z parku. Kąciki moich ust uniosły się wysoko do góry.
Oddałam mamie spodnie i przystąpiłam do główkowania, jak on może mieć na imię.
Henry? - nieee, to nie pasuje do niego. Może Harry? - to nawet mu pasuje...

Kiedy wreszcie moja siostra wróciła do domu dochodziła godzina 14. Ojciec od razu zawołał ją na rozmowę. A ja z mamą szykowałyśmy obiad. Rodzicielka akurat podawała do stołu. Usiadłam sobie na krześle i czekałam na talerz.
- Co to ma być?! - Elizabeth omal nie wylała na mnie gorącej zupy. To Hope wparowała do kuchni.
- Ale o co chodzi? - spytałam zaskoczona całą sytuacją.
- Zajęłaś moje miejsce poczwaro! - Poczwaro?! Głupszej ksywy to jeszcze nie miałam. 
Hope, jak Ty się odzywasz?! - tata był równie jak ja zaskoczony.
- Zjawiła się tu ni stąd ni zowąd i mam się zachowywać normalnie?! - John właśnie już chciał zabrać głos - Tak, wiem tato, wszystko mi tłumaczyłeś, ale ja nie potrafię tak po prostu kochać jak siostrzyczkę. Ona jest mi totalnie obca! - dziewczyna raz po raz wskazywała na mnie palcem. Czułam się niechciana. Bez słowa wybiegłam z kuchni i udałam się na piętro, do mojego tymczasowego pokoju. Chwyciłam tylko torbę, kilka drobiazgów, takich jak portfel, telefon, mapka miasta i karteczka z numerem telefonu.
Wyleciałam z domu i udałam się do parku, przez który ostatnio przechodziłam. Opadłam na ławkę i zaczęłam przyglądać się wszystkiemu dokoła. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Zamknęłam oczy by po chwili gwałtownie je otworzyć. Nie siedziałam sama. Miejsce obok mnie było zajęte przez jakiegoś chłopaka. Przyjrzałam mu się lepiej. Miał brązowe włosy, trudnej mi do określenia długości. Musiał zorientować się, że na niego patrzę i swój wzrok przeniósł na mnie. Miał radosne niebieskie oczy. Szybko wstałam z ławki i odeszłam. Czułam, że gapi się w moje plecy, ale jakoś specjalnie mnie to nie ruszyło.

Wróciłam do domu. Reszta dnia składała się z rozmowy z rodzicami na temat mojej "ucieczki"; kłótni z Hope, której przez przypadek zabrałam szczotkę; kolacji z humorkami mojej siostry i felietonu filmowego, w którym, mimo nalegań mamy nie uczestniczyła Hope. To była droga przez mękę. Usnęłam na kanapie przed telewizorem i sama nie wiem jak znalazłam się u siebie w pokoju.

W niedzielę przy śniadaniu rodzice zakomunikowali mi i Hope, że obiad zjemy w restauracji.
No pięknie, znowu będzie jakaś afera...



~jeżeli przeczytałaś/eś zostaw komentarz~
___________________________________

W: znowu mi się moja część rozwlekła... mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Pozdrowionka xx
P: Komentarze mile widziane, czekacie na następny rozdział? :) x

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 2

4 komentarze:
Hope

Szkoła.
Na co ona komuś?
Dla mnie to własne piekło na Ziemi. 
A jego Hadesem jest Caroline i jej oddana świta.
Czym ja sobie na to zasłużyłam?
Bo umiem więcej? 
Bo nie jestem taka jak oni?
Bo nie ubieram się wyzywająco i nie noszę tony makijaż?
Nie puszczam się na lewo i prawo? 
Zaraz, oni uważają, że jest inaczej...

Po tygodniu nauki byłam już wykończona.. Nie przez nadmiar materiału, lecz przez Caroline i resztę. Codzienne wyzwiska, obelgi, kopniaki i kompromitujące foty... To stało się nie do zniesienia.
W końcu nad ranem nałożyłam więcej pudru na policzki, dłońmi rozgrzałam czoło, rozczochrałam włosy i w takim stanie zeszłam na dół. Mama krzątała się po kuchni nucąc jedną ze swoich ulubionych piosenek. Moja metamorfoza się udała, ponieważ gdy moja rodzicielka mnie ujrzała, od razu się przeraziła i podbiegła do mnie.
- Dziecko, co ci jest?! Źle wyglądasz, masz gorączkę?! Chodź tu, szybko! - zaczęła energicznie wrzeszczeć przykładając mi swoją zimną dłoń do czoła.
- Nie.. - zakaszlałam lekko. - Nic mi nie jest, tylko głowa mnie trochę boli.. Dobra, ja idę się pakować do szkoły.. - zrobiłam minę zbitego psiaka i szurając butami zrobiłam kilka kroków w kierunku schodów.
 3.. 2.. 1..
- Nigdzie się nie wybierasz młoda panno, zostajesz w domu! - Bingo. 
Nie no, mamo, nic mi nie jest... - udawałam chrypkę i kichnęłam sztucznie.
- Idziesz do łóżka, a ja zaraz przyjdę z termometrem. - moja rodzicielka rzeczywiście się przejęła.
Gdy weszłam do pokoju zatańczyłam swój "taniec szczęścia", jednak kiedy tylko usłyszałam skrzypnięcie na schodach, zaprzestałam swoich pląsów. Położyłam się na łóżku i przyłożyłam dłoń do czoła. Mama weszła ze szklanką i termometrem.
- Zmierz sobie temperaturę. A! I przyniosłam Ci ciepłą herbatę. - ułożyła wszystko na mojej szafce nocnej i skierowała się do wyjścia. - Zawołaj mnie potem, dobrze?
- Dobrze, mamo. Kocham Cię! - uśmiechnęłam się do niej.
- Ja Ciebie też, myszko. - odpowiedziała i wyszła przymykając lekko przy tym drzwi.
Zaczęłam się zastanawiać co dalej zrobić. W końcu zdecydowałam, żeby zanurzyć termometr w ciepłej herbacie. Po około dwóch minutach wyjęłam urządzenie ze szklanki, uśmiechnięta spojrzałam na urządzenie po czym zamarłam. 49,7 stopnia. O cholera, nie żyje.
Zaczęłam energicznie potrząsać termometrem modląc się w duchu oby się udało i zawołałam mamę.

- 38,5 stopnia. Zostajesz w domu. - stwierdziła rodzicielka patrząc na sfałszowany wynik. Wypuściłam powietrze w ust czując jakby mi kamień spadł z serca.
- Ale mamo! - próbowałam się bronić, żeby nie było.
- Zostajesz i koniec. - była nieugięta, choć mi to wcale nie przeszkadzało. Wypuściłam głośno powietrze udając frustrację. 
- Och, dobrze.. - dodałam smętnie z aktorską gracją.
Moja rodzicielka uśmiechnęła się lekko i ucałowała mnie w czoło, po czym opuściła pomieszczenie. W duchu wprost skakałam w tym momencie z radości, poczułam jakby moje modły zostały wreszcie wysłuchane. A przynajmniej na razie. Choć nie przemyślałam tego do końca, w końcu przecież jestem uwięziona, we własnym domu. Jęknęłam smętnie szukając wzrokiem czegokolwiek czym mogłabym się zająć.
Po dobrych trzech, a może nawet czterech godzinach odbijania małej, kauczukowej piłki o ścianę zaczął mnie powoli irytować ten dziwny dźwięk. Zaczęłam się rozglądać za poszukiwaniem nowych długotrwałych zajęć. Oczywiście, że na marne, jednak kiedy miałam już się poddać to.. Kątem oka zobaczyłam obróżkę swojej suczki - Leily, mieszańca ze schroniska. - która akurat leżała na komodzie [obróżka, nie pieseł]. Przebrałam się szybko i jednym zwinnym ruchem zgarnęłam obróżkę i popędziłam na schody. W biegu założyłam jeansową kurtkę oraz czarne botki.
- Przejdę się z Leilą! - zakomunikowałam i nie czekając na czyjąkolwiek odpowiedź zgarnęłam smyczkę i wyszłam trzaskając drzwiami. Moja wierna towarzyszka od razu do mnie podbiegła - przewracając mnie tak przy okazji - i merdając radośnie ogonem zaczęła mnie lizać po twarzy.
- Leiluś, przestań! To łaskocze! Hej! - zachichotałam i oparłam się chwilowo na łokciach. Przypięłam sprzączkę do kolczatki, a moment później już spacerowałam spokojnym Londyńskim parkiem.

Gwizdnęłam cicho przywołując do siebie kundelkę, która w tym momencie beztrosko turlała się w trawie. Zaśmiałam się cicho widząc jej śnieżnobiałą sierść, która w tym momencie przybrała nieco brązowy-zielony kolor. Odwróciwszy głowę dostrzegłam znajomą sylwetkę. Wysoki nastolatek o dość umięśnionej postawie, a do tego spod jego czapki wystają brązowe, kędzierzawe włosy. Styles! 
Burknęłam coś pod nosem. Nie lubię go, i to nawet ze wzajemnością, poza tym, on o tym doskonale wie. Jednak coś mi nie pasowało w tym jakże pięknym momencie; naprzeciwko niego stała jakaś blondynka, nieco niższa od niego, która wpatrywała się w niego jak w obrazek.
- Kolejna "ofiara" Stylesa.. - mruknęłam do siebie pod nosem przy czym wywróciłam oczyma. Nie chcąc dłużej patrzeć na tę katastrofę, ponownie odwróciłam wzrok. Na pomoc przyszła mi Leila, z kijem w pysku. Rzuciłam kijka najdalej jak potrafiłam, a czworonóg posłusznie pobiegł za nową, tymczasową zabawką. Szłam wolno kopiąc co chwilę jakiś mały kamień, który akurat wpadł mi pod but, jednak i tym razem nie dopisało mi szczęście. Przypadkowo potknęłam się, już nawet nie wiem o co, ale potknęłam się tak nieszczęśliwie, że wylądowałam w sporej kałuży błota. Jęknęłam żałośnie patrząc na swoje ciuchy, które częściowo były pokryte błockiem. Jak na złość oczywiście to nie mógł być i koniec.. Suczka wbiegła w błotną kałużę, tym samym ochlapując mnie kolejną warstwą błota. Mimowolnie zaśmiałam się cicho kiedy Leila zaczęła mnie znów lizać. Jednak.. Usłyszałam też drugi śmiech, który należał do kogoś płci przeciwnej. Podniosłam lekko głowę, wtedy dopiero zobaczyłam błękitne tęczówki, które wpatrywały się we mnie z troską. Uroczo. Wtedy dopiero do mnie dotarło, że nade mną stoi nikt inny, niż Horan - nastolatek, który również jest w elicie szkolnej.
- Hej, daj, pomogę ci. - powiedział z uśmiechem i wystawił dłoń w moim kierunku. Popatrzyłam na niego trochę niepewnie, jednak zaufałam mu i chwyciłam delikatnie jego dłoń. Chłopak pomógł mi wstać i w tym momencie stałam tuż przed nim, był ode mnie nieco wyższy, choć mi to nie przeszkadzało. Staliśmy tak blisko siebie, że mogłabym swobodnie czuć jego oddech.. Czułam jakby nogi się pode mną uginały. Blondyn nadal trzymał moją dłoń i patrzył mi prosto w oczy, a kąciki jego ust się lekko podniosły tworząc nieśmiały uśmiech. Zarumieniłam się i spuściłam głowę, zaczęłam wpatrywać się w swoje obłocone buty, nie chcąc ponownie spotkać się ze wzrokiem Nialla.
Chłopak prawdopodobnie trochę speszony poluźnił uścisk, aż wreszcie puścił moją dłoń i uśmiechnął się przepraszająco. Pożegnawszy się z chłopakiem zawołałam psiaka i ruszyłam w stronę domu. Może to trochę głupie, ale serce jednak zabiło nieco mocniej na jego widok..



Isabella

I przyjechałam do Londynu. Przez ostatni tydzień zaniedbałam naukę. Starałam się zdobyć wszelkie informację na temat mojej biologicznej rodziny. Z pomocą pracowników domu dziecka w Manchester w marę bezproblemowo zdobyłam adres moich rodziców. Do Londynu przyjechałam sama, pociągiem. Moja matka adopcyjna chciała jechać ze mną lecz nie dostała na to mojej zgody. Wysiadłam na peronie i nie wiedziałam zbytnio co ze sobą zrobić. Wyszłam przed dworzec i zaczęłam rozglądać się za taksówką. Niestety nie mogłam żadnej złapać. Postanowiłam przejść się pieszo i przy okazji zapoznać z okolicą. Byłam raz w Londynie z wycieczką szkolną, ale po pierwsze: było to dawno; po drugie: pojechaliśmy tylko do katedry św. Pawła. 
Kupiłam w kiosku mapkę Londynu i zaczęłam szukać ulicy, którą miałam zapisaną na kartce. W końcu ustaliłam, że nie mam daleko i ruszyłam ze swoją walizką w stronę tej ulicy. Nie wiedziałam zbytnio czego się spodziewać. 
A jeśli to jakieś żule? A jeśli nie będą chcieli ze mną gadać? 
Z każdym krokiem miałam coraz więcej obaw. 
Szłam jakimś wielkim parkiem. Widziałam kobiety z wózkami, zakochane pary, młodzież siedzącą na oparciach ławek. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 18 więc pojawiały się kolejne problemy. 
Nagle mój wzrok przykuł jakiś chłopak idący przede mną. Widziałam tylko jego tyły, ale byłam pewna, że z przodu kryje się niezłe ciacho.Przyspieszyłam kroku żeby go dogonić. Gdy się z nim zrównałam spojrzałam na niego. Nie pomyliłam się. Był naprawdę przystojny. Miał idealne, jak dla mnie, rysy twarzy i te loczki... Mmm rozklejam się . Mój osobisty ideał. Po chwili zdałam sobie sprawę, że się w niego wpatruję, a nie patrzę pod nogi. Konsekwencją mojej ciekawości było potknięcie i gleba na tyłek.
Przystojniaczek odwrócił się i spojrzał na mnie, zrobiło mi się mega głupio. Nie wiedziałam co zrobić więc zaczęłam się śmiać. Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi wstać. 
- Nic Ci nie jest? - zapytał z troską. Anioł... I te szmaragdowe oczy... Stop Izzy! Ale on jest taki idealny... - w mojej głowie trwał bój. Czułam, że nogi mi miękną i obawiałam się swojego wyrazu twarzy ponieważ chłopak zaczął się głupkowato uśmiechać.
- Nie. Wszystko okey. Musiałam potknąć się o jakiś kamyk. - powiedziałam ledwo trzymając się na wacianych nogach. 
- Na pewno? - kiwnęłam tylko głową - To do zobaczenia. - Poczułam jeszcze łaskotanie w okolicach kieszeni jakby ktoś coś tam chował i nieznajomy Loczek odszedł. Stałam z moją walizką i gapiłam się jak idzie gdzieś przed siebie. 
Wracaj Aniele! - wołałam w duchu. W końcu jednak się otrzepałam i ruszyłam pod adres zapisany na wymiętej kartce.

Po 30 minutach spaceru dotarłam pod dom państwa Davis. Z żołądkiem w gardle zadzwoniłam dzwonkiem. Chwilę później otworzyłam mi kobieta koło 40-tki. 
- O co chodzi? - zapytała niepewnie.
- Witam. Nazywam się Isabella Anderson. - pani przede mną zrobiła wielkie oczy. 
- Wejdź dziecko do środka. - zrobiłam jak kazała. - Idź tam do salonu. - wskazała palcem. Spełniłam polecenie i weszłam do jasnego pokoju. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kredens ze szkliwem, wielki telewizor, komoda z kolekcją fotografii. I do tego ostatniego podeszłam. Ujrzałam dużo zdjęć z radosnych ramkach. Twarze uwiecznione na papierze uśmiechały się do mnie. Była tam kobieta, która otworzyła mi drzwi; jakiś mężczyzna, prawdopodobni jej mąż; i jakaś dziewczynka. Brunetka o podobnych rysach twarzy do moich. Była podobna do matki. 
Moje podziwianie przerwało znaczące chrząknięcie za mną. Odwróciłam się i ujrzałam tego samego mężczyznę co na fotografii. 
- Isabello - zaczęła kobieta - My doskonale wiemy kim jesteś. Pracownicy domu dziecka w Manchesterze skontaktowali się z nami i wszystko wyjaśnili. Nie spodziewaliśmy się tylko, że przyjedziesz tak szybko.
- Czyli państwo są moimi biologicznymi rodzicami? - czułam jak moje nogi robią się waciane.
- Tak, ja mam na imię John, a Twoja mama to Elizabeth, Bello. - mój ojciec posłał mi uśmiech. Skrzywiłam się tylko. - O co chodzi? - spytał wyraźnie zaskoczony moją reakcją.
- Nie lubię tego zdrobnienia. Wolę jak mówi się do mnie Izzy. A... ta dziewczyna? - wskazałam na jedno ze zdjęć.
- To jest Twoja siostra, skarbie. - Siostra?! To chyba  jakieś jaja są...- jesteście bliźniaczkami, dwujajowymi. To wyjaśnia wasze różnice w wyglądzie. - tłumaczyła mi matka.
- Ale.... ale dlaczego? - przysiadłam ze łzami w oczach na kanapie. Elizabeth zajęła miejsce obok mnie i otuliła mnie ramieniem.
- Izzy, to nie był najlepszy okres w naszym życiu. Z dwójką dzieci nie dalibyśmy sobie rady. Musieliśmy Cię oddać do domu dziecka. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze w Manchesterze. Gdy nasza sytuacja się poprawiła i chcieliśmy Cię zabrać do siebie, okazało się, że ktoś Cię zabrał. To było dla nas okropnie przykre. Wybacz nam. - po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Uśmiechnęłam się do niej blado, choć wcale nie czułam się dobrze. 
- Wybaczam wam. - rzekłam po dłuższym namyśle i kilku uronionych łzach. Mimo wszystko rozumiałam ich. Nie każdy poradziłby sobie z dwójką dzieci będąc w złej sytuacji..John i Elizabeth przytulili mnie. Poczułam radość, spełnienie, sama nie wiem, na pewno jakieś bardzo przyjemne uczucie. - Tylko... gdzie się zatrzymam? - zapytałam w końcu. Jak się okazało, wszystko było już przygotowane: miałam zamieszkać z rodzicami, miałam chodzić ze swoją siostrą do szkoły i żyć jakbym żyła z nimi od zawsze. 

Porozmawiałam jeszcze z nimi jakiś czas lecz poczułam ogromne znużenie.
- Jestem bardzo zmęczona. Gdzie mogę przekimać?
- Ach, dzisiaj jeszcze spędzisz noc w pokoju gościnnym. Twój pokój będzie niedługo wyremontowany i się do niego przeniesiesz. 
Moja mama zaprowadziła mnie do pokoju na piętrze, a tata przyniósł mi walizkę. Przebrałam się szybko w piżamę i położyłam do łóżka. 
Nie będzie łatwo... 
Zmęczona całym dniem od razu zasnęłam.


~jeżeli przeczytałaś/eś zostaw komentarz~
___________________________________
Hej! Tym razem bardziej zabawny i wesoły rozdział.
P: Rozdział drugi już za nami, ciekawe co będzie dalej, prawda? :3
:D Haha xx
W: Uf... Z drobnymi przerwami, ale napisany! Jestem z niego zadowolona <3

Mamy tu jakieś fanki, które shippują:
 Hiall Hovis & Hasella Stylson ?:)
[Niall + Hope; Harry + Isabella]
Szablon by
InginiaXoXo