wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 22

2 komentarze:

Dziękujemy za ponad 10K wyświetleń!

Jesteście wspaniali <3




Isabella

Po tym, co opowiedziała mi Hope, byłam lekko przerażona. Jakiś pieprzony zboczuch kręcił się w kurorcie, a my, jedne z atrakcyjnych samiczek, do obrony miałyśmy Nialla, który może coś wiedzieć o bójkach a nie musi; i lalusiowatego Harry'ego. Szczerze? Lepiej od razu zafundować sobie kulkę w łeb.
Ale pomimo wszystko, byłyśmy skazane na łażenie po kurorcie w tak zimny grudniowy dzień.
- Chłopaki! Litości... - wysapałam opierając się dłonią o murek oddzielający szlak od hali dla owiec, który był wtedy pokryty najprawdopodobniej grubą warstwą śniegu. - Moje nogi odpadają...
- Mówiłem ci - Harry zaczął się śmiać - że na takie wyprawy nie zakłada się szpilek.
Cała ekipa wybuchnęła salwą śmiechu, ale mi nie było tak wesoło. Odpadają mi kostkiiii!!!
- To są botki z limitowanej edycji! - Trzeba bronić swojego.
Z racji, że moje nogi chciały odpaść, w niewytłumaczalny sposób wciągnęłam swój wielmożny tyłek na murek i głośno wypuściłam powietrze.
- Z limitowanej edycji o nazwie wyprzedaż - skwitowała Hope, bezczelnie rujnując moje ego.
Westchnęłam bo nie miałam większych szans na zwycięstwo w tym starciu, troje na jednego.
- Tak czy siak - podjęłam - do hotelu o własnych nogach nie zajdę. - Wychyliłam się ostro do tyłu, a że grawitacja również postanowiła mi dokopać, spadłam z murku i wylądowałam na bielutkiej łące.
Zza płotu usłyszałam śmiechy moich jakże kochanych towarzyszy. Jakby co, zawsze mogę powiedzieć, że było to zabójstwo w afekcie... Po chwili wychyliła się do mnie Hope, zasłaniając usta.
- No śmiej się! Śmiej się śmiało. Niech wszyscy się ze mnie śmieją! - Usiadłam i zaczęłam strzepywać z siebie śnieg. - Nawet niech afrykańskie kangury się ze mnie śmieją!
- Kangury są z Australii! - Usłyszałam rozbawiony głos Harry'ego.
- To.. To wyglądało... Te buty... - Mimo całej złości, śmiech Nialla sprawił, że sama zaczęłam się śmiać <V: No jak się przy nim nie śmiać?>.
Po chwili wreszcie Niall i Hary wyciągnęli mnie z tego pola. Śnieg miałam chyba wszędzie. Hope pomogła mi się w miarę otrzepać z białego puchu, który w niektórych miejscach zdążył się rozpuścić sprawiając, że robiło mi się zimno. Chcę do hotelu!
- Może pójdziemy coś zjeść? - zaproponował Niall. Rzeczywiście, chyba wszyscy byliśmy głodni. Ja jednak nie zamierzałam iść pieszo.
- To kto mnie niesie? - Założyłam ręce na piersi i uśmiechnęłam się podstępnie.
- Że też nie ma tu Calluma... - westchnęła Hopey kierując wzrok ku niebu. Po chwili spojrzała to na mnie, to na Nialla, to znów na mnie i potem na Harry'ego. Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. O nie... - Harry, będziesz tak łaskawy i weźmiesz tą królewnę na swe silne ramiona?
No chyba cię coś boli siostrzyczko...  
Harry uśmiechnął się do mnie tym samym uśmiechem co Hope.
- A wiecie co? Już się dobrze czuję, przejdę się - ruszyłam kulejąc na jedną nogę. - Idziecie? - Odwróciłam się nie przerywając marszu. A że nie zauważyłam zaspy, znów wylądowałam na ziemi. Co za dzień!
- Chodź tu - Styles złapał mnie na nadgarstki i podciągnął do góry. Sam otrzepał mnie ze śniegu i wziął na barana. Po chwili dołączyli do nas Hope z Niallem trzymający się za ręce. Słodkie. 
Po drodze ludzie zerkali na naszą czwórkę z uśmiechem musieliśmy wyglądać naprawdę ciekawie. Zakochana para i dwoje debili u boku. Uroczo.
Na dole Hazz odstawił mnie na grunt. Wbrew pozorom takie noszenie przez Stylesa dawało poczucie bezpieczeństwa. Jest lepiej zbudowany od Underwooda więc nie musiałam się obawiać czy nie zaliczymy razem gleby.
- Kto będzie tak dobroduszny i pójdzie mi po plastry na odciski? - uśmiechnęłam się uroczo jednak moi towarzysze już wchodzili do najbliższej restauracji.- Okey, już się tak o mnie nie martwcie! - zawołałam za nimi z ironią. - Sama się przejdę.
Apteka była niedaleko więc już po chwili znów stałam na głównej ulicy miasteczka z paczką plastrów. Ruszyłam w stronę knajpki, w której moi bliscy najprawdopodobniej szykowali się do składania zamówień. Oby zamówili mi frytki i wielkiego hamburgera.
Nie uszłam jednak daleko ponieważ jakiś skończony palant wylał na mnie, a dokładniej na moją jasną kurtkę, gorącą kawę.
- Czy ciebie człowieku do reszty popierdoliło?! - Zaatakowałam.
- Nie sądzę - brunet najwyraźniej nie widział problemu w tym, że upaćkał mi kurtkę swoją obrzydliwą kawą. Myślałam, że go tam rozerwę. - Nie zauważyłem cię jak szłem* po prostu! - Chyba moja mina mordercy go wkurzyła.
- Szłeś*? Widziałam jak odepchnąłeś się od tamtej ściany - wskazałam palcem na wspomniane - i z jaką premedytacją kierowałeś się w moją stronę z tym wstrętnym kubkiem! - To była prawda. To całe oblanie to nie był czysty przypadek. Gdyby to było możliwe, z moich uszu ulatniałaby się gorąca para, niczym w kreskówce.
- Sugerujesz, że oblałem cię specjalnie? - Uniósł brew przez co wyglądał naprawdę dobrze. Ale nie było to miejsce i czas.
- Tak! - Tupnęłam w miejscu.
Chłopak podrapał się po karku i rozejrzał dookoła.
- Niedaleko jest pralnia. Oddamy twoją kurtkę i będzie po problemie. - Uśmiechnął się promiennie. - Przy okazji, jestem Patch - wyciągnął w moją stronę dłoń.
- I myślisz, że będę szła bez kurtki po dworze? - Uniosłam brwi. - A tą rękę to sobie w kieszeń schowaj żeby nie zmarzła.
- Ależ ty jesteś nerwowa - pokręcił głową. - Może pójdziemy do hotelu, w którym się zatrzymałaś, założysz inną kurtkę, bo nie wierzę, że masz tylko tą, i pójdziemy oddać tą do pralni.
- Skąd wiesz, że zatrzymałam się w hotelu? - założyłam ręce na piersi, jednak szybko tego pożałowałam. Kurtka była gorąca od kawy.
- Jestem stąd więc gdybyś była miejscowa, kojarzyłbym cię, prawda?
- A może przeszłam zabieg przeszczepienia twarzy?
- Chyba nieudany... - Zachichotał. Miarka się przebrała.
 Z całej siły wymierzyłam mu cios w ramię. Chłopak zachwiał się i odchylił do tyłu, a co najważniejsze, przestał chichotać jak mała dziewczynka.
- Wybacz... - Wykrztusił trzymając się dłonią za klatkę piersiową. - Nie chciałem... Cię.. Nie chciałem cię urazić...
- Przynajmniej już wiesz, że kobieta to silna płeć, Patch.

- Mmm... Zawsze byłem ciekawy, jak wygląda ten hotel od środka.. - Patch rozglądał się po głównym holu jakby był w muzeum. - A tak w ogóle to dowiem się jak masz na imię? Nerwowa blondyno? - Dołączył do mnie przy windzie. Nie zamierzałam jednak przebywać z nim w ciasnym pomieszczeniu. Nawet przez kilka sekund.
- Izzy, ale nie jestem łatwa**. Poza tym, przejdziemy się schodami. - Mały test.
Udaliśmy się w stronę klatki schodowej. Myślałam, że brunet pójdzie za mną i będzie gapił mi się bezczelnie na tyłek, lecz on nie. Szedł na równi ze mną. Może jest w porządku?
Przez moment bałam się wpuścić do pokoju, ale w końcu się przełamałam.
- Mieszkasz tu z chłopakiem? - Spytał wskazując na niezbyt męskie buty Harry'ego.
- Z szurniętym kumplem - wyjaśniłam. Nie chciało mi się wdawać w pogawędki na temat Stylesa.
- Okey, przebieraj tą kurtkę i spadamy stąd - usiadł na łóżku. Ja za ten czas zdjęłam upaćkaną kurtkę i z wieszaka zdjęłam moją najukochańszą parkę. - Taki kumpel, że śpicie razem? - Odwróciłam się w stronę Patcha. Poczułam się zmieszana.
- To wina podstępu - wzruszyłam ramionami.

Po oddaniu kurtki do pralni postanowiłam jednak zabrać Patcha ze sobą do restauracji. W pewnym sensie chciałam utrzeć nosa Hope, która strasznie chciała mnie swatać z Hazzą, który był tego świadomy bardzo zadowolony z takowego faktu. Sam Patch bardzo się ucieszył. W sumie należała mu się jakaś rekompensata za to "prawie-pobicie".
- Hej lamusy! - Zawołałam na pół sali. Wszyscy z na wpół opróżnionymi talerzami spojrzeli na mnie.
- Dłużej się nie dało? - Harry oparł twarz na dłoni.
- Dało się. To że w ogóle przyszłam to tylko i wyłącznie moja dobroduszność. - Uśmiechnęłam się z przesadnią słodyczą. - Miałam małą awarię.
- No właśnie - podjął Niall. - Przebrałaś się. Czy coś się stało? Jakieś święto? Ktoś umarł? - Zaczął się śmiać na co Hope i Harry zawtórowali.
- Nie śmiej się tak Horan bo ci resztka sałaty wyleci na talerz z powrotem. - Nialler oczywiście zamknął paszcze i się oburzył. - Poznajcie kolegę, przez którego troszeczkę mi się przedłużyło. - Jak na zawołanie pojawił się obok mnie Patch.
Wiedziałam, że zareagują zaskoczeniem, ale tego się nie spodziewałam: Harry prawie zadławił się colą, którą właśnie popijał; Hope zrobiła wielkie oczy; a Niall cały poczerwieniał.
Poczułam się odrobinkę zmieszana, jednak nie wypadało mi zachować się jak skończona debilka.
- Poznajcie Patcha - skinęłam głową w stronę bruneta. - Patch, poznaj moich przyjaciół, Niall, Harry i moja siostra, Hope - przy tych słowach na każdego wskazałam.
Mój nowo-poznany towarzysz uśmiechnął się i wyciągnął dłoń do oniemiałej trójcy.
Jako pierwsza z transu wyrwała się Hopey. Wstała od stolika i złapała mnie za łokieć.
- Możemy pójść do łazienki? - Nie miałam innego wyjścia jak iść z siostrą.
Kiedy wreszcie znalazłyśmy się w małej, ale za to przytulnej łazience, moja siostra zatrzasnęła za nami drzwi i z groźną miną rzuciła się na mnie.
- Hope, ogarnij się! - odepchnęłam ją. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takiej furii. O co jej chodzi? Czemu tak reaguje? - Co ci jest?
- Sprowadziłaś do nas psychopatę! 

Hope

To co zrobiła Izzy było okropne. Jak mogła sprowadzić nam tego Patcha na głowę?! Przecież jej opowiadałam... W restauracji cały czas rozmawiała z Patchem, pomimo moich ostrzeżeń w łazience. 
Niall wymyślił, żeby iść na romantyczny spacer po okolicy. Nie był to nawet taki głupi pomysł pomijając fakt, że temperatura na zewnątrz była wtedy zniechęcająco niska. Ale cóż mi pozostało jak nie zgodzić się? Jak mogłam odmówić tym niebieskim oczom? Poza tym chciałam uwolnić się od Isabelli, na którą wręcz nie mogłam patrzeć.
Do spaceru szczególnie zachęcał mnie fakt, iż chłopak wspomniał, że ma dla mnie małą niespodziankę, ale musimy znaleźć się w odpowiednim miejscu, żeby mi to jak twierdzi pokazać. Zaciekawiło mnie bardzo to co kombinuje. Imponuje mi to i czasem nie mogę uwierzyć,że Niall Horan - najprzystojniejszy, najzabawniejszy i najmilszy chłopak w szkole - jest moim chłopakiem. To wręcz niewiarygodnie! Zadaję sobie codziennie pytanie, dlaczego on jeszcze ode mnie nie uciekł? Przecież nie ma we mnie nic wyjątkowego. Zwykła dziewczyna z marzeniami niemożliwymi do spełnienia.  
- Gotowa? - zapytał mnie Niall. Staliśmy przy wyjściu z pensjonatu. Znaczy ja tylko stałam. Czekałam, aż Niall wróci bo poszedł jeszcze po coś do pokoju. Jego melodyjny głos wyrwał mnie z zadumy. Jak zawsze wyglądał perfekcyjnie. Miał nałożoną czapkę na głowę, a tylko postawiona grzywka wystawała spod niej. Jak zwykle idealnie ułożona. To dodawało mu to uroku i sprawiało, że każdego dnia zakochiwałam się w nim jeszcze bardziej. - Hope - pomachał mi dłonią przed twarzą - ziemia do Hope - zaśmiał się. Po tym geście zorientowałam się, że przez ten czas przyglądam się mu i nie odpowiadam. 
- Jestem gotowa. Idziemy? - Niall spojrzał na mnie zdezorientowany lecz po chwili sam wyrwał się ze swojego transu. 
- Idziemy - złapał mnie za rękę. Wyszliśmy, a powiew zimnego wiatru spowodował pojawienie się na mojej skórze gęstej skórki.
Na początku szliśmy w ciszy. Dało mi to możliwość rozmyślania nad swoim życiem. Kończył się rok, niedługo ostatnia klasa, a ja nadal nie wiem co chcę robić w życiu. To takie trudne. Jest to decyzja na całe życie. 
- Hope, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spojrzałam na Nialla. Nawet nie wiedziałam, że coś mówi... Na jego twarzy błąkało się zdziwienie, rozczarowanie, smutek? - Co się dzieje? O czym tak myślisz? - westchnął. 
- O niczym ciekawym - wzruszyłam ramionami.
- Hope - zatrzymał się. Uczyniłam to samo. - Przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć - w jego oczach zauważyłam troskę. 
- Myślę o przyszłości - odwróciłam głowę, nawet nie widząc w tym żadnego sensu. 
- A konkretniej? - złapał mnie za podbródek delikatnie i obrócił twarz tak, abym mogła patrzeć w jego oczy.
- O zakończeniu szkoły, studiach, pracy i... o nas - ostatnie nieśmiało wyszeptałam. 
- Hope - złapał moją brodę i lekko ją uniósł. - O co chodzi? Czemu tak zawzięcie o tym myślisz? Zadręczasz się niepotrzebnie.- Miałam mętlik w głowie. Sama nie wiem co się ze mną dzieje.
- Codziennie się zastanawiam. Dlaczego ze mną jesteś? Masz tyle pięknych dziewczyn wokół siebie. Piękniejszych ode mnie - sama nie wiem skąd pojawiły się u mnie takie myśli. I skąd znalazłam tyle odwagi, żeby one wyszły na światło dzienne - czemu nadal tkwisz w związku  ze mną? - W moich oczach pojawiły się łzy.  
- Cóż za myśli przychodzą ci do głowy? Hopey, skarbie - przyciągnął mnie do siebie i przytulił. - jesteś piękna i nie próbuj nawet zaprzeczać. A na inne dziewczyny nie patrzę. Czy kiedykolwiek złapałaś mnie na gapieniu się na inne? - Zaprzeczyłam głową. - No właśnie. Liczysz się dla mnie tylko ty. Pamiętaj, kocham Cię i nigdy, przenigdy Cię nie zostawię.
- Też Cię bardzo kocham. - odsunął się ode mnie i czule pocałował. Był to jeden z najsłodszych pocałunków jakie kiedykolwiek przeżyłam, a w gruncie rzeczy nie przeżyłam przez ostatnie lata żadnego.
Po tych słowach byłam pewna uczuć Nialla. Gdy się ode mnie oderwał, schylił się niespodziewanie i rzucił we mnie śnieżką. Nim przetworzyłam to co przed chwilą zrobił, zaczął uciekać. Zrobiłam dość sporych rozmiarów białą kulę i pobiegłam za nim. Nie mogłam utrzymać równowagi jak zobaczyłam, że Niall potyka się o własne nogi i przewraca.
- Może zamiast się śmiać to mi pomożesz? - wystawił w moją stronę rękę. Tak trochę go nie posłuchałam i rzuciłam prosto w jego twarz moją śnieżkę. Przestrzeń wokół nas wypełnił mój ponowny wybuch śmiechu.
Ale nie chciałam być tą nieuprzejmą, więc złapałam jego dłoń. Jednak zamiast go podnieść, zostałam przez niego pociągnięta w dół. Upadłam na jego tors, lecz nie pozostałam w tej pozycji zbyt długo. Niall przewrócił nas tak, że teraz znajdowałam się pod nim. Czułam zimno topniejącego pode mną śniegu.
Chciałam się stamtąd wydostać, ale Horan skutecznie mi to uniemożliwiał. Wziął pomiędzy palce śnieg i posypał nim moją twarz. Wtedy miarka się przebrała, Zgromadziłam swoje potajemne siły i zrzuciłam go z siebie. Wstałam chyba zbyt gwałtownie i straciłam równowagę. Szybko jednak się ocuciłam i ruszyłam przed siebie.
- Hope! Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą. Nie odwróciłam się, byłam na niego zła. - Czekaj, przecież mieliśmy - podbiegł i stanął przede mną - iść na spacer, miałem Ci coś pokazać - zrobił smutne oczy, a mi cała nagromadzona złość przeszła, jednak postanowiłam się z nim podroczyć - powiedz coś - spojrzał na mnie błagalnie, ale nie dawałam za wygraną. Patrzyliśmy się na siebie, lecz po chwili Niall... ukląkł? - Hope, czy wy...
- Niall, co ty robisz? - przerwałam mu.
- Nie przerywaj - przybrał poważny wyraz twarzy - co ja miałem? A! Hope, błagam Cię o wybaczenie - złożył ręce jak do modlitwy - wiem, że zrobiłem źle, ale ja nie przeżyję bez Ciebie choćby minuty - złapał moje dłonie i ucałował. A ja stałam z otwartymi ustami ze zdziwienia i myślałam nad tym co przed chwilą się stało. To jakieś żarty. 
- Niall, nie żartuj. Wstawaj, bo przemokniesz i się rozchorujesz i lipa z wycieczki. Popsujesz sobie tylko humor.
- Ale mi wybaczyłaś? - nadal pozostał w tym samym miejscu.
- Nie mam Ci czego wybaczać. Przestań się już wygłupiać - trzymając jego dłonie pociągnęłam go, dając mu tym znak, żeby wstał. Uczynił to. - Idziemy?
- Kocham Cię, kocham, kocham - z każdym słowem składał na moich ustach krótkie pocałunki. Takie małe gesty, a jednak uszczęśliwiają człowieka. - Idziemy, muszę Ci to w końcu pokazać, a zaraz nam się ściemni do reszty.
Ruszył, a ja starałam się dotrzymać mu kroku. Szliśmy trzymając się za ręce. Nasza droga nie zajęła zbyt dużo czasu. Aż całe pięć minut! W końcu jednak Niall zatrzymał się. - Zostań tutaj i zamknij oczy, zaraz do Ciebie wrócę - przytaknęłam i zakryłam oczy dłońmi. - Tylko nie podglądaj! - Zaśmiał się. - Zajmie mi to góra dziesięć minut. - Aż tyle?! 
Nie mogłam się doczekać powrotu Nialla. Dla zabicia czasu zaczęłam nucić melodię piosenki, której tytułu jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć. Po chwili jednak poczułam ręce oplatające moją talię. Uśmiechnęłam się mimowolnie. 
- Tak szybko? - zapytałam. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Spróbowałam jeszcze raz. - Mogę otworzyć oczy?
- Oczywiście, że możesz, kotku - tego się nie spodziewałam. Patch... Jak on się tutaj znalazł? 
- Jak nas znalazłeś? - w odpowiedzi tylko się zaśmiał. Przestraszyłam się tego, dlatego krzyknęłam - Niall! - zasłonił mi usta.
- Jeśli chcesz przeżyć do jutra lepiej nie krzycz - z kieszeni wyciągnął... nóż?! - zrozumiałaś? - przytaknęłam - No i prawidłowo - bałam się go i to bardzo, nie wiedziałam za bardzo do czego jest zdolny, wolałam być mu posłuszna - A teraz idziemy - spróbowałam ostatniej szansy ucieczki, ale mi się nie udało, trzymał mnie w mocnym uścisku, a poza tym ten nóż - Mam nadzieję, że to się nie powtórzy, A! I od teraz masz się mnie słuchać, więc chodź szybko i się nie odzywaj - posłuchałam jego 'rozkazu'. Szłam obok posłusznie, ale cały czas się bałam. Nie wiem jakie ma zamiary. Jedyne wyjście to pozostawienie po sobie jakiegoś śladu. Rzuciłam po drodze na śnieg swoje rękawiczki i chusteczki, które niepostrzeżenie wyciągnęłam z kieszeni. Pozostała mi tylko nadzieja, że szybko mnie znajdą.

* błędy robione specjalnie
** imię Izzy wymawia się tak samo jak easy - łatwy. Stąd taki mały paradoks, o ile można to tak nazwać.

LA: To się teraz porobiło... Jak myślicie, co będzie dalej? Czy Hope wyjdzie z tego cało? Piszcie w komentarzach swoje przemyślenia na ten temat. Mam nadzieję, że kolejny rozdział się spodobał. Do następnego ;)

V: Ile umołszyn w jednym rozdziale! Patch... Hm... Umie się gościu maskować!
obczajcie go xD
>Patch>
taaak nie wysiliłyśmy się na szukanie ^^
Ale co to będzie?! *oczy przerażenia*
Co z Hopey?!
Do następnego ziaby xx
Szablon by
InginiaXoXo