HOPE
*Btw: w fanfiku jest czas przed świętami Bożego Narodzenia. :) *Święta niedługo.
Nad ranem zbudziły mnie promienie słoneczne, które dostały się do naszego pokoju przez nie do końca zasłonięte żaluzje w oknach. Mamrocząc coś pod nosem, podniosłam się i leniwie przetarłam oczy. Wstając zgarnęłam jeszcze swojego iPhone'a, który leżał na szafce nocnej i powędrowałam na dół do kuchni na śniadanie.
W dalszym ciągu zastanawiałam się nad słowami swojej siostry. Te podejrzenia wobec Nialla nie dawały mi spokoju, każda moja myśl kończyła się rozdarciem między racją ze strony Nialla, co stroną Izzy. Im bardziej nad tym myślałam, tym bardziej nie byłam pewna niczego. Koszmarne uczucie. To uczucie, że nie masz pojęcia komu uwierzyć, rodzonej siostrze czy wymarzonemu chłopakowi?
Niall by mnie nie oszukał, ani nie okłamał, prawda?
Jestem rozdarta.
Westchnęłam mijając siostrę i siadając po przeciwnej stronie stołu. Mama podała mi miskę płatków, które zalałam mlekiem i zaczęłam powoli przeżuwać i jeść. Podczas śniadania, a raczej ogółem całego poranka, nie odzywałyśmy się z Izzy do siebie. Z jednej strony się zmartwiłam, a z drugiej się z tego cieszyłam. W dalszym ciągu byłam na nią zła, za te idiotyczne podejrzenia i chęć rozdzielenia mnie z Horanem.
A skoro już o nim mowa...
Zaraz po śniadaniu postanowiłam, że spotkam się z Niallem na spacerze. Wzięłam ze sobą Laylę (naszego psa, a raczej suczkę) oczywiście. Zgarnęłam szybko jeszcze klucze i telefon, i wyszłam z domu. Nie mogłam sie nad niczym skupić, wszystkie myśli krążyły wokół Izzy, która przepadła niczym kamień w wodę.
Westchnęłam.
- Hopey, skarbie, co ci? - tuż nad uchem usłyszałam głos Horana, który mnie obejmował troskliwie ramieniem. - Co taka skwaszona mina, hm? - połaskotał mnie lekko, na co usłyszał mój cichy chichot. - Coś się stało?
- Hopey, skarbie, co ci? - tuż nad uchem usłyszałam głos Horana, który mnie obejmował troskliwie ramieniem. - Co taka skwaszona mina, hm? - połaskotał mnie lekko, na co usłyszał mój cichy chichot. - Coś się stało?
- Nic się nie stało, Niall. - skłamałam gładko. Przecież mu nie powiem o Izzy i jej pojebanych podejrzeniach. Wyśmiałby mnie, albo uznałby mnie za wariatkę (i uciekł co sił w nogach).
- Na pewno? - zapytał ponownie. Spojrzał na mnie zatroskany. Przygryzłam dolną wargę, starając się by mój głos mnie nie zdradził. Muszę skłamać.
- Po prostu denerwuje się szkołą, ocenami.. - Gorszej wymówki nie było na składzie?
Chłopak westchnął zrezygnowany w odpowiedzi. Podziękowałam w duchu, że nie zaczął drążyć tego tematu bardziej. Kłamanie niezbyt dobrze mi wychodzi.
Szliśmy sobie wolno przez park, trzymając się za ręce. Wyglądaliśmy jak typowa, urocza parka, z filmów romantycznych. Usiedliśmy na ławce, przy małym jeziorku, a dzięki koronie drzew, panował nad nami cień. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, rzucaliśmy tak zwane 'kaczki' w wodę (kamienie). Czułam się zrelaksowana, wszystko było piękne. Czy życie mogłoby być jeszcze lepsze?
W pewnej chwili Niall zaczął czegoś szukać w kieszeni bluzy, a po chwili wyjął z niej małe, kremowe pudełeczko z beżową kokardką. Uśmiechnął się promiennie, otwierając pudełeczko i pokazując mi jego zawartość, a mi oczy zaświeciły.
Spokojnie, to nie pierścionek zaręczynowy.
Jeszcze nie.
- N-Niall.. - uchyliłam usta ze zdumienia, jak i otwarłam nieco szerzej oczy. Moim oczom ukazała się delikatna, bransoletka na srebrnym łańcuszku. Do niej były doczepione dwie zawieszki: jedna w kształcie serca, na której było wygrawerowane moje imię, a druga w kształcie czterolistnej koniczynki z wygrawerowanym imieniem Horana. Omfg.
- Jest twoja. - powiedział dumny z siebie, na co zachichotałam. W środku, aż piszczałam z radości.
- Jest śliczna.. Dziękuję. - uśmiechnęłam się szerzej kiedy założył mi ją na nadgarstek. Śliczna? ŚLICZNA? To mało powiedziane! Jest po prostu kdhjkdskgcnjcdklvjdshp!
- Dla mojej księżniczki wszystko. - puścił mi oczko i ucałował w czoło. Przytuliłam się do niego mocno, co oczywiście również odwzajemnił. Poczułam, jakbym miała w brzuchu stadko motyli. Nie miałam bladego pojęcia co teraz powiedzieć. Na szczęście, na ratunek przyszło mi moje burczenie w brzuchu. Zaśmiałam się cicho, kiedy moment później usłyszałam jak blondynowi też kiszki marsza grają. (Czy tylko ja mam problem z wypowiedzeniem tego poprawnie gdy się spieszę?)
- Zgłodniałaś? - zachichotał, pocierając dłonią moje plecy, przez co przeszły mnie przyjemne ciarki.
- Na to wygląda. - również zachichotałam, wtulając się w niego odrobinę. - Niall, ale ja nie mam przy sob... - nie dał mi dokończyć. Położył palec na moich ustach, po czym pocałował mnie w policzek. Zachichotaliśmy.
- Ja stawiam. - ponownie zachichotał. - Nie musisz się martwić o kasę, gdy jesteś przy mnie, Skarbie. - chłopak posłał mi uroczy uśmiech, przy okazji łącząc nasze dłonie.
- Nie chcę sprawiać ci problemów... - westchnęłam. Pocałował mnie w skroń, troskliwie.
- Nigdy nie sprawiłabyś mi problemu. - znów usłyszałam jego chichot, a kąciki moich ust powędrowały ku górze. - A teraz chodźmy, moja księżniczka nie może być głodna. - Uśmiechnął się szerzej. Wstał i pomógł mi zrobić do samo, wystawiając w moją stronę dłoń, którą oczywiście złapałam.
- Gofry?
- Gofry. - odpowiedziałam na co się zaśmialiśmy oboje.
Kilka minut później znaleźliśmy się w kafejce niedaleko. Zajęliśmy miejsca przy stoliku przy oknie, usiedliśmy po przeciwnych stronach. Podczas gdy mój chłopak zamawiał nam nasze gofry, ja zaczęłam się bawić swoją nową biżuterią. Bransoletka jest naprawdę piękna. Kilka minut później wraz z blondynem zajadaliśmy się naszymi goframi z bitą śmietaną i owocami na nich. Śmiejąc się wytarliśmy swoje wąsy z bitej śmietany. Niall zawołał jeszcze jakąś kelnerkę i zamówił nam jeszcze po małej kawie. Kawa to życie. Gdy chłopak zamawiał nam owy, gorący napój, poczułam wibracje mojego telefonu w kieszeni. No tak, wyciszony.
Skinęłam głową do Horana. Przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie. Dzwoniła moja mama, co mnie zdziwiło.
- Tak? - mruknęłam, zmarszczyłam lekko brwi, przykładając do telefonu jeszcze drugą dłoń, by lepiej słyszeć głos matki. Po drugiej strony słuchawki od telefonu, usłyszałam zmartwiony głos rodzicielki. Zmarszczyłam znów brwi zdziwiona. Moment później rozłączyłam się, kiedy usłyszałam wszystkie potrzebne informacje. Przeszły mnie ciarki. Izzy.
- Kto dzwonił? - zapytał zmartwiony, a zarazem zdziwiony moją miną, która prawdopodobnie była.. dziwna. Wziął łyk kawy, ale najwidoczniej się bardziej zmartwił, jak na niego spojrzałam. - C-co się stało? - dodał, miał łagodny głos, ale było widać że się martwi. Podniosłam na niego wzrok, z jakby małym opóźnieniem dotarła do mnie ta informacja.
- Izzy. - odparłam po chwili, segregując w głowie informacje i układając je jakoś w całość. Potrząsnęłam lekko głową i przyłożyłam sobie dłoń do karku.
- Co z nią? - mruknął zdziwiony, również zmarszczył lekko brwi.
- Zniknęła.
- Po prostu denerwuje się szkołą, ocenami.. - Gorszej wymówki nie było na składzie?
Chłopak westchnął zrezygnowany w odpowiedzi. Podziękowałam w duchu, że nie zaczął drążyć tego tematu bardziej. Kłamanie niezbyt dobrze mi wychodzi.
Szliśmy sobie wolno przez park, trzymając się za ręce. Wyglądaliśmy jak typowa, urocza parka, z filmów romantycznych. Usiedliśmy na ławce, przy małym jeziorku, a dzięki koronie drzew, panował nad nami cień. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, rzucaliśmy tak zwane 'kaczki' w wodę (kamienie). Czułam się zrelaksowana, wszystko było piękne. Czy życie mogłoby być jeszcze lepsze?
W pewnej chwili Niall zaczął czegoś szukać w kieszeni bluzy, a po chwili wyjął z niej małe, kremowe pudełeczko z beżową kokardką. Uśmiechnął się promiennie, otwierając pudełeczko i pokazując mi jego zawartość, a mi oczy zaświeciły.
Spokojnie, to nie pierścionek zaręczynowy.
Jeszcze nie.
- N-Niall.. - uchyliłam usta ze zdumienia, jak i otwarłam nieco szerzej oczy. Moim oczom ukazała się delikatna, bransoletka na srebrnym łańcuszku. Do niej były doczepione dwie zawieszki: jedna w kształcie serca, na której było wygrawerowane moje imię, a druga w kształcie czterolistnej koniczynki z wygrawerowanym imieniem Horana. Omfg.
- Jest twoja. - powiedział dumny z siebie, na co zachichotałam. W środku, aż piszczałam z radości.
- Jest śliczna.. Dziękuję. - uśmiechnęłam się szerzej kiedy założył mi ją na nadgarstek. Śliczna? ŚLICZNA? To mało powiedziane! Jest po prostu kdhjkdskgcnjcdklvjdshp!
- Dla mojej księżniczki wszystko. - puścił mi oczko i ucałował w czoło. Przytuliłam się do niego mocno, co oczywiście również odwzajemnił. Poczułam, jakbym miała w brzuchu stadko motyli. Nie miałam bladego pojęcia co teraz powiedzieć. Na szczęście, na ratunek przyszło mi moje burczenie w brzuchu. Zaśmiałam się cicho, kiedy moment później usłyszałam jak blondynowi też kiszki marsza grają. (Czy tylko ja mam problem z wypowiedzeniem tego poprawnie gdy się spieszę?)
- Zgłodniałaś? - zachichotał, pocierając dłonią moje plecy, przez co przeszły mnie przyjemne ciarki.
- Na to wygląda. - również zachichotałam, wtulając się w niego odrobinę. - Niall, ale ja nie mam przy sob... - nie dał mi dokończyć. Położył palec na moich ustach, po czym pocałował mnie w policzek. Zachichotaliśmy.
- Ja stawiam. - ponownie zachichotał. - Nie musisz się martwić o kasę, gdy jesteś przy mnie, Skarbie. - chłopak posłał mi uroczy uśmiech, przy okazji łącząc nasze dłonie.
- Nie chcę sprawiać ci problemów... - westchnęłam. Pocałował mnie w skroń, troskliwie.
- Nigdy nie sprawiłabyś mi problemu. - znów usłyszałam jego chichot, a kąciki moich ust powędrowały ku górze. - A teraz chodźmy, moja księżniczka nie może być głodna. - Uśmiechnął się szerzej. Wstał i pomógł mi zrobić do samo, wystawiając w moją stronę dłoń, którą oczywiście złapałam.
- Gofry?
- Gofry. - odpowiedziałam na co się zaśmialiśmy oboje.
Kilka minut później znaleźliśmy się w kafejce niedaleko. Zajęliśmy miejsca przy stoliku przy oknie, usiedliśmy po przeciwnych stronach. Podczas gdy mój chłopak zamawiał nam nasze gofry, ja zaczęłam się bawić swoją nową biżuterią. Bransoletka jest naprawdę piękna. Kilka minut później wraz z blondynem zajadaliśmy się naszymi goframi z bitą śmietaną i owocami na nich. Śmiejąc się wytarliśmy swoje wąsy z bitej śmietany. Niall zawołał jeszcze jakąś kelnerkę i zamówił nam jeszcze po małej kawie. Kawa to życie. Gdy chłopak zamawiał nam owy, gorący napój, poczułam wibracje mojego telefonu w kieszeni. No tak, wyciszony.
Skinęłam głową do Horana. Przejechałam palcem po ekranie i odebrałam połączenie. Dzwoniła moja mama, co mnie zdziwiło.
- Tak? - mruknęłam, zmarszczyłam lekko brwi, przykładając do telefonu jeszcze drugą dłoń, by lepiej słyszeć głos matki. Po drugiej strony słuchawki od telefonu, usłyszałam zmartwiony głos rodzicielki. Zmarszczyłam znów brwi zdziwiona. Moment później rozłączyłam się, kiedy usłyszałam wszystkie potrzebne informacje. Przeszły mnie ciarki. Izzy.
- Kto dzwonił? - zapytał zmartwiony, a zarazem zdziwiony moją miną, która prawdopodobnie była.. dziwna. Wziął łyk kawy, ale najwidoczniej się bardziej zmartwił, jak na niego spojrzałam. - C-co się stało? - dodał, miał łagodny głos, ale było widać że się martwi. Podniosłam na niego wzrok, z jakby małym opóźnieniem dotarła do mnie ta informacja.
- Izzy. - odparłam po chwili, segregując w głowie informacje i układając je jakoś w całość. Potrząsnęłam lekko głową i przyłożyłam sobie dłoń do karku.
- Co z nią? - mruknął zdziwiony, również zmarszczył lekko brwi.
- Zniknęła.
Harry
Leżałem na łóżku odbijając piłkę koszową od sufitu. Wyglądasz jak Efron z High School Musical! Przez tą myśl zraziłem się i odłożyłem przedmiot mojego zajęcia. Niby wolne świąteczne, ale jakieś takie nudne. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na zegarek, było po piętnastej, a wydawało się, że jest przynajmniej osiemnasta. Nie miałem na nic ochoty. Mama krzątała się po salonie, sprzątając na święta; Gemma próbowała jej pomóc i wołała mnie, abym zrobił to samo.
- Harry, rusz dupę i zajmij się szykowaniem świąt! - moja blond włosa siostra zajrzała do pokoju. - Mógłbyś chociaż lampki zawiesić przed domem. - dziewczyna weszła do pomieszczenia i rozejrzała się krytycznym okiem. - Albo nie. Posprzątałbyś w tych chlewie. Na wsiach, u krów jest czyściej.
- O już nie przesadzaj - wyszczerzyłem się i opadłem znowu na łóżko.
- I pomyśleć, że jesteś jedynym mężczyzną w tym domu... - ręce Gemmy opadły bezradnie wzdłuż tułowia, a sama dziewczyna i opuściła moją sypialnię.
- Ja jestem reprezentacyjny! Mam się tylko ładnie prezentować! - zawołałem jeszcze za nią, głosem pełnym kpiny.
Leżałem gapiąc się w sufit, gdy nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Niechętnie przeniosłem wzrok na komórkę, by sprawdzić, kto się do mnie dobija. Na wyświetlaczu pojawiła się nachlana morda Horana. Pamiętam jak uwieczniłem jego nietypową minę, gdy upił się na osiemnastce Liama. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie i przejechałem palcem po ekranie.
- Czego chcesz, Niall?- wydukałem.
- Nie miałeś dzisiaj kontaktu z Izzy? - Z tą małą, złośliwą blondyneczką?
- Człowieku, kiedy ja z nią ostatnio gadałem?
- A ja to niby wróżka i wiem. - parsknął. Jego głos był spięty więc musiało się coś stać. - Bo Izzy zniknęła... - Co?!
- Żarty sobie robisz? - chciałem, żeby żartował, ale nie miał w nawyku robienia sobie jaj. Gdyby powiedział to Louis, na pewno bym nie uwierzył,
- Jestem z Hope. - No tak, w końcu są parą. Kurde, aż dziwnie to brzmi, że oni się tak zeszli. - I właśnie dzwonili jej rodzice, że Izzy zniknęła i nie ma z nią żadnego kontaktu. Dlatego pomyślałem, że może jest gdzieś z Tobą, czy coś...
- Tak, Niall. Leży u mnie w łóżku i popijamy sobie szampana. - chciałem, aby zabrzmiało to ironicznie, lecz mój głos był zbyt... przestraszony?
- Słychać, że się martwisz, Styles. - mruknął zabawnym tonem, choć śmieszne to nie było. - Czy nie mógłbyś... - nie dane mu było dokończyć.
- Harry, tu Hope. - usłyszałem spięty głosik po drugiej stronie. - Wiem, że jesteś w dość dziwnych relacjach z Izzy.
- Noo... - zacząłem niechętnie.
- Ale jeśli moja siostra coś dla Ciebie znaczy, to proszę, pomóż nam. - Dziewczyna była bliska płaczu. Nie wyglądało to za ciekawie, ale nie darowałbym sobie, gdyby tej małej, złośliwej blondyneczce coś się stało. - Harry, proszę...
- Już się zbieram. - rozłączyłem się i zerwałem z łóżka jak poparzony. Narzuciłem na siebie kurtkę i zbiegłem po schodach. - Wychodzę! - krzyknąłem i już miałem zatrzasnąć drzwi, gdy nagle ktoś mi je przytrzymał.
- Co Ty wyrabiasz, Harry?! - mama patrzyła na mnie tupiąc nogą. - Nic nie robisz, a nagle wychodzisz szlajać się z kumplami. Pomógłbyś choć raz w domu. Im jesteś starszy tym więcej z Tobą problemów! - No i słynny tekst... - Nie tak Cię wychowałam, Harry Edwardzie Styles! - Bam!
- Moja koleżanka zaginęła, mamo! Muszę pomóc jej szukać.
- Ciekawa wymówka, ale jakoś mało prawdopodobna. - mama założyła ręce na piersi. - Ale no cóż. Leć jej szukać.
- A co, zakochał się? - Gemma wychyliła nos zza ramienia mamy.
- Zamknij się. - syknąłem.
- Rumienisz się! - wskazała palcem moje policzki, które prawdopodobnie były już buraczane i razem z mamą zaczęły się śmiać. Zmordowałem je jeszcze spojrzeniem, a następnie ostrożnie zszedłem po schodach, aby nie wyjebać się na oblodzonych stopniach.
Ruszyłem, ale gdzie? Nie miałem pojęcia gdzie jest Niall z Hope. Cholera! W duchu przeklinałem siebie, za swoją ciemnotę. Udałem się do parku, by tam na spokojnie zatrzymać się i zadzwonić. Właśnie przechodziłem nieopodal zamarzniętego stawu, gdy zauważyłem, znajomą mi już, granatową kurtkę i blond włosy wystające spod różowej czapki. Nasz zguba? Czyżby poszło mi tak łatwo? Z uśmiechem podbiegłem do dziewczyny i złapałem ją za ramię.
- Izzy! - blondynka odwróciła się, a ja spaliłam buraka, kolejny już tego dnia raz.
- Pomyliłeś mnie z kimś chyba, skarbie. - Kobieta w okolicach trzydziestki posłała mi przyjazny uśmiech. - Umówiłeś się tu z kimś? - uniosła brew.
- Tak jakby... - westchnąłem ze zrezygnowaniem. - Przepraszam. - uśmiechnąłem się blado i szybko odszedłem. Jaki wstyd! Po chwili podirytowany wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Nialla by zapytać gdzie są. Kilka sekund później znowu schowałem komórkę do kieszeni i z buta pognałem do pobliskiej kawiarni. Pożałowałem, że nie wziąłem mojego ogrzewanego auta. Byłem już prawie pod budynkiem kawiarenki, gdy moim oczom znowu ukazała się postura Izzy. Wyglądała jakby obserwowała co się dzieje w kawiarni, w której w tym czasie byli Hope i Niall. Śledzi ich? Ale jeśli to znowu jakaś baba, przez którą wyjdę na głupa to chyba nie wytrzymam... Niepewnie, bo niepewnie, ale ruszyłem w jej kierunku. Delikatnie pacnąłem dziewczynę w ramię.
- Harry? Co Ty tu... - nie pozwoliłem jej dokończyć ponieważ przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem. Była dla mnie ważna, a wtedy, przez ten moment kiedy zadzwonił Niall, zrozumiałem jak bardzo. - H-harry... D-dusisz...
- Wybacz. - odkleiłem się od blondynki i uśmiechnąłem szeroko. - Twoja siostra się o Ciebie martwi. Twoi rodzice się o Ciebie martwią. Izzy! Co Ty do cholery robiłaś?!
- Rany... Nie było mnie zaledwie kilka godzin! - Isabella nie wyglądała na zadowoloną.
- Ale to wystarczyło, abyś narobiła wszystkim stracha. - położyłem dłonie na jej ramionach.
-Tobie też? - dziewczyna przechyliła głowę na bok i spojrzała na mnie bystrym wzrokiem. Westchnąłem i opuściłem głowę by po chwili spojrzeć na jej szeroko uśmiechniętą twarzyczkę.
- Mi też. - pstryknąłem ją palcem w zaczerwieniony od zimna nos, a następnie chwyciłem za rękę. -Chodź do mnie. - czułem jak próbuje się szarpać, ale mój uścisk był zbyt mocny.
- Ale po co?! - zmuszony byłem się zatrzymać i spojrzeć na Izzy.
- Zagrzejesz się i wyjaśnisz mi, co Ci wpadło do tej blond główki, żeby uciekać zaraz przed świętami. - złośnica rzuciła jeszcze pod nosem kilka przekleństw i ruszyliśmy do mojego domu.
Szliśmy w ciszy. Isabella tylko od czasu do czasu próbowała wyrwać swoją dłoń, ale nie zamierzałem jej na to pozwalać. Po 10 minutach zamykałem już za nami drzwi. Nie obyłoby się jednak bez jakiegoś ciekawego tekstu mojej mamy.
- Och, Harry. Trzeba było uprzedzić, że przyprowadzisz swoją dziewczynę. Ogarnęłabym w domu. - Izzy, jak i ja, zrobiła wielkie oczy. A przed wyjściem jeszcze się na mnie darłaś... Nie zrozumiem kobiet. - Jestem Anne, a Ty? - mama wyciągnęła dłoń w kierunku mojej towarzyszki.
- Isabella, miło mi. - ku mojemu zaskoczeniu, blondynka uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła z moją mamą dłoń. Następnie ruszyliśmy z Izzy na górę. Miałem nadzieję, że wszystko będzie okey, ale gdzie tam.
- Ty jesteś Izzy, prawda? - Gemma, która ni z tego ni z owego pojawiła się na korytarzu, wymierzyła palcem w zaskoczoną Anderson.
- T-tak... - jej głos się wahał. - Skąd wiesz jak mam na imię? - W sumie dobre pytanie. Gemm pewnie nie słyszała jak moja mama wita się z Isabellą.
- Och, to bardzo ciekawe. - moja siostra zaśmiała się i ruszyła w naszą stronę. - No widzisz, Izzy, mój brat... - Fuck! Fuck! FUCK!
- Gemma, nie!
- O tak! - spojrzałem na nią z piorunami w oczach, ale wiedziałem, że to nic nie da. Totalna kompromitacja za 3... 2... 1... - Mój brat, że tak powiem... No często wymawia Twoje imię. A zwłaszcza wieczorem, i to pod prysznicem. - Mega zawstydzony i zmieszany spojrzałem na Izzy. Przez chwilę, stała z wytrzeszczem, lecz potem po prostu wybuchnęła śmiechem. Jestem pewien, że zajarzyła o co chodzi, ale czemu zaczęła się śmiać? Tego nie wiem, i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.
- Chodźmy. - znowu złapałem drobną dłoń Isabelli i pociągnąłem ją do mojego pokoju.
- Harry, rusz dupę i zajmij się szykowaniem świąt! - moja blond włosa siostra zajrzała do pokoju. - Mógłbyś chociaż lampki zawiesić przed domem. - dziewczyna weszła do pomieszczenia i rozejrzała się krytycznym okiem. - Albo nie. Posprzątałbyś w tych chlewie. Na wsiach, u krów jest czyściej.
- O już nie przesadzaj - wyszczerzyłem się i opadłem znowu na łóżko.
- I pomyśleć, że jesteś jedynym mężczyzną w tym domu... - ręce Gemmy opadły bezradnie wzdłuż tułowia, a sama dziewczyna i opuściła moją sypialnię.
- Ja jestem reprezentacyjny! Mam się tylko ładnie prezentować! - zawołałem jeszcze za nią, głosem pełnym kpiny.
Leżałem gapiąc się w sufit, gdy nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Niechętnie przeniosłem wzrok na komórkę, by sprawdzić, kto się do mnie dobija. Na wyświetlaczu pojawiła się nachlana morda Horana. Pamiętam jak uwieczniłem jego nietypową minę, gdy upił się na osiemnastce Liama. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie i przejechałem palcem po ekranie.
- Czego chcesz, Niall?- wydukałem.
- Nie miałeś dzisiaj kontaktu z Izzy? - Z tą małą, złośliwą blondyneczką?
- Człowieku, kiedy ja z nią ostatnio gadałem?
- A ja to niby wróżka i wiem. - parsknął. Jego głos był spięty więc musiało się coś stać. - Bo Izzy zniknęła... - Co?!
- Żarty sobie robisz? - chciałem, żeby żartował, ale nie miał w nawyku robienia sobie jaj. Gdyby powiedział to Louis, na pewno bym nie uwierzył,
- Jestem z Hope. - No tak, w końcu są parą. Kurde, aż dziwnie to brzmi, że oni się tak zeszli. - I właśnie dzwonili jej rodzice, że Izzy zniknęła i nie ma z nią żadnego kontaktu. Dlatego pomyślałem, że może jest gdzieś z Tobą, czy coś...
- Tak, Niall. Leży u mnie w łóżku i popijamy sobie szampana. - chciałem, aby zabrzmiało to ironicznie, lecz mój głos był zbyt... przestraszony?
- Słychać, że się martwisz, Styles. - mruknął zabawnym tonem, choć śmieszne to nie było. - Czy nie mógłbyś... - nie dane mu było dokończyć.
- Harry, tu Hope. - usłyszałem spięty głosik po drugiej stronie. - Wiem, że jesteś w dość dziwnych relacjach z Izzy.
- Noo... - zacząłem niechętnie.
- Ale jeśli moja siostra coś dla Ciebie znaczy, to proszę, pomóż nam. - Dziewczyna była bliska płaczu. Nie wyglądało to za ciekawie, ale nie darowałbym sobie, gdyby tej małej, złośliwej blondyneczce coś się stało. - Harry, proszę...
- Już się zbieram. - rozłączyłem się i zerwałem z łóżka jak poparzony. Narzuciłem na siebie kurtkę i zbiegłem po schodach. - Wychodzę! - krzyknąłem i już miałem zatrzasnąć drzwi, gdy nagle ktoś mi je przytrzymał.
- Co Ty wyrabiasz, Harry?! - mama patrzyła na mnie tupiąc nogą. - Nic nie robisz, a nagle wychodzisz szlajać się z kumplami. Pomógłbyś choć raz w domu. Im jesteś starszy tym więcej z Tobą problemów! - No i słynny tekst... - Nie tak Cię wychowałam, Harry Edwardzie Styles! - Bam!
- Moja koleżanka zaginęła, mamo! Muszę pomóc jej szukać.
- Ciekawa wymówka, ale jakoś mało prawdopodobna. - mama założyła ręce na piersi. - Ale no cóż. Leć jej szukać.
- A co, zakochał się? - Gemma wychyliła nos zza ramienia mamy.
- Zamknij się. - syknąłem.
- Rumienisz się! - wskazała palcem moje policzki, które prawdopodobnie były już buraczane i razem z mamą zaczęły się śmiać. Zmordowałem je jeszcze spojrzeniem, a następnie ostrożnie zszedłem po schodach, aby nie wyjebać się na oblodzonych stopniach.
Ruszyłem, ale gdzie? Nie miałem pojęcia gdzie jest Niall z Hope. Cholera! W duchu przeklinałem siebie, za swoją ciemnotę. Udałem się do parku, by tam na spokojnie zatrzymać się i zadzwonić. Właśnie przechodziłem nieopodal zamarzniętego stawu, gdy zauważyłem, znajomą mi już, granatową kurtkę i blond włosy wystające spod różowej czapki. Nasz zguba? Czyżby poszło mi tak łatwo? Z uśmiechem podbiegłem do dziewczyny i złapałem ją za ramię.
- Izzy! - blondynka odwróciła się, a ja spaliłam buraka, kolejny już tego dnia raz.
- Pomyliłeś mnie z kimś chyba, skarbie. - Kobieta w okolicach trzydziestki posłała mi przyjazny uśmiech. - Umówiłeś się tu z kimś? - uniosła brew.
- Tak jakby... - westchnąłem ze zrezygnowaniem. - Przepraszam. - uśmiechnąłem się blado i szybko odszedłem. Jaki wstyd! Po chwili podirytowany wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Nialla by zapytać gdzie są. Kilka sekund później znowu schowałem komórkę do kieszeni i z buta pognałem do pobliskiej kawiarni. Pożałowałem, że nie wziąłem mojego ogrzewanego auta. Byłem już prawie pod budynkiem kawiarenki, gdy moim oczom znowu ukazała się postura Izzy. Wyglądała jakby obserwowała co się dzieje w kawiarni, w której w tym czasie byli Hope i Niall. Śledzi ich? Ale jeśli to znowu jakaś baba, przez którą wyjdę na głupa to chyba nie wytrzymam... Niepewnie, bo niepewnie, ale ruszyłem w jej kierunku. Delikatnie pacnąłem dziewczynę w ramię.
- Harry? Co Ty tu... - nie pozwoliłem jej dokończyć ponieważ przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem. Była dla mnie ważna, a wtedy, przez ten moment kiedy zadzwonił Niall, zrozumiałem jak bardzo. - H-harry... D-dusisz...
- Wybacz. - odkleiłem się od blondynki i uśmiechnąłem szeroko. - Twoja siostra się o Ciebie martwi. Twoi rodzice się o Ciebie martwią. Izzy! Co Ty do cholery robiłaś?!
- Rany... Nie było mnie zaledwie kilka godzin! - Isabella nie wyglądała na zadowoloną.
- Ale to wystarczyło, abyś narobiła wszystkim stracha. - położyłem dłonie na jej ramionach.
-Tobie też? - dziewczyna przechyliła głowę na bok i spojrzała na mnie bystrym wzrokiem. Westchnąłem i opuściłem głowę by po chwili spojrzeć na jej szeroko uśmiechniętą twarzyczkę.
- Mi też. - pstryknąłem ją palcem w zaczerwieniony od zimna nos, a następnie chwyciłem za rękę. -Chodź do mnie. - czułem jak próbuje się szarpać, ale mój uścisk był zbyt mocny.
- Ale po co?! - zmuszony byłem się zatrzymać i spojrzeć na Izzy.
- Zagrzejesz się i wyjaśnisz mi, co Ci wpadło do tej blond główki, żeby uciekać zaraz przed świętami. - złośnica rzuciła jeszcze pod nosem kilka przekleństw i ruszyliśmy do mojego domu.
Szliśmy w ciszy. Isabella tylko od czasu do czasu próbowała wyrwać swoją dłoń, ale nie zamierzałem jej na to pozwalać. Po 10 minutach zamykałem już za nami drzwi. Nie obyłoby się jednak bez jakiegoś ciekawego tekstu mojej mamy.
- Och, Harry. Trzeba było uprzedzić, że przyprowadzisz swoją dziewczynę. Ogarnęłabym w domu. - Izzy, jak i ja, zrobiła wielkie oczy. A przed wyjściem jeszcze się na mnie darłaś... Nie zrozumiem kobiet. - Jestem Anne, a Ty? - mama wyciągnęła dłoń w kierunku mojej towarzyszki.
- Isabella, miło mi. - ku mojemu zaskoczeniu, blondynka uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła z moją mamą dłoń. Następnie ruszyliśmy z Izzy na górę. Miałem nadzieję, że wszystko będzie okey, ale gdzie tam.
- Ty jesteś Izzy, prawda? - Gemma, która ni z tego ni z owego pojawiła się na korytarzu, wymierzyła palcem w zaskoczoną Anderson.
- T-tak... - jej głos się wahał. - Skąd wiesz jak mam na imię? - W sumie dobre pytanie. Gemm pewnie nie słyszała jak moja mama wita się z Isabellą.
- Och, to bardzo ciekawe. - moja siostra zaśmiała się i ruszyła w naszą stronę. - No widzisz, Izzy, mój brat... - Fuck! Fuck! FUCK!
- Gemma, nie!
- O tak! - spojrzałem na nią z piorunami w oczach, ale wiedziałem, że to nic nie da. Totalna kompromitacja za 3... 2... 1... - Mój brat, że tak powiem... No często wymawia Twoje imię. A zwłaszcza wieczorem, i to pod prysznicem. - Mega zawstydzony i zmieszany spojrzałem na Izzy. Przez chwilę, stała z wytrzeszczem, lecz potem po prostu wybuchnęła śmiechem. Jestem pewien, że zajarzyła o co chodzi, ale czemu zaczęła się śmiać? Tego nie wiem, i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.
- Chodźmy. - znowu złapałem drobną dłoń Isabelli i pociągnąłem ją do mojego pokoju.
P: To z prysznicem mnie po prostu rozjebało. Przepraszam. XD Miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie to zażenowanie Hazzy. Kto tak jeszcze miał niech zostawi komentarz!
Vicky, wygrałaś. Przysięgam. 😂 XD
Co do naszej kochanej Hopey i Niallerka, też uważacie, że są razem słodcy? :3 Jak myślicie, co ze śledztwem Izzy i uczuciami Harry'ego? Mwrah, robi sie ciekawie! :D
Przepraszamy za spora nasza nieobecność i brak rozdziałów, notek.. Ciężko, szczególnie po całej sprawie z Zaynem, i jeszcze to z 'Elounor'.. Ugh.
W każdym bądź razie, czekamy na wasze komentarze :D
i do następnego rozdziału. x c:
V: Rozdział znowu z cholernym opóźnieniem, ale wydarzenia
ostatniego okresu jednak nas mocno przybiły i ciężko było
cokolwiek napisać.
Mamy nadzieję, że nam wybaczycie :>
Jak wam się widzi perspektywa Hazzy? Hah, nie powiem, fajnie mi się ją pisało xD
A jak się macie po świętach?
Ja prawdę mówiąc nawet ich nie poczułam ;/
No ale dobra tam... Do następnego ♥
Pozdrowionka xx