Niall
Zajęło mi to więcej czasu niż obiecałem Hope. Dlatego też starałem się to szybko załatwić. Lecz gdy wróciłem do miejsca, gdzie ją zostawiłem, spotkałem się z wielkim rozczarowaniem. Hope nigdzie nie było! Co się z nią stało? Rozpłynęła się? To przecież niemożliwe! Zacząłem nawoływać jej imię, lecz nie uzyskałem odpowiedzi. To mnie zaniepokoiło. Bałem się o nią. Zależało mi na niej. Rozejrzałem się dookoła. Ściemniło się, więc za wiele nie widziałem. Co mi przyszło do głowy, żeby iść o tej porze na spacer? Cholera. Stałem w miejscu jak kołek. Nie wiedziałem co zrobić. Iść w stronę hotelu i jej szukać czy poczekać jeszcze chwilę? Przyglądałem się miejscu, gdzie jeszcze kilkanaście minut temu stała. Nic, żadnego śladu po niej nie było. Przemyślałem wszystko powoli i postanowiłem iść w stronę hotelu. Nie zwlekałem i ruszyłem w tym kierunku. Wołałem ją jeszcze kilka razy po drodze. Nic. Cisza. Idąc myślałem dość sporo nad przyczyną jej zniknięcia. Obraziła się!? Czy czekała zbyt długo i zmarzła? Miałem wielką nadzieję, że znajdę ją w naszym pokoju hotelowym. Byłem bardzo zdenerwowany. Mogło się jej przecież coś stać! Brałem tak jakby za nią odpowiedzialność na tym wyjeździe. Powrót do hotelu nie zajął mi dużo czasu. Na szczęście lub nieszczęście. Zbliżając się do pokoju miałem coraz mniej możliwości miejsca jej pobytu. Otwierając drzwi zauważyłem, że moje ręce się trzęsą. I to nie z zimna tylko ze zdenerwowania. Gdy uporałem się z zamkiem wszedłem do środka. Światło było zgaszone. Musiałem je włączyć. Gdy to uczyniłem ponownie nic nie zobaczyłem. Zajrzałem jeszcze do łazienki. Nic. Moj puls trochę przyspieszył. Z każdą minutą mój strach wzrastał. Nie wiedziałem co teraz zrobić. Lecz po chwili miałem ochotę strzelić sobie w twarz. Izzy! Mogła być u Izzy! Nie zdejmując kurtki, choć ze stresu zrobiło mi się gorąco ruszyłem do sąsiedniego pokoju. Nie przejmowałem się tym, że nie zamykam naszego pokoju na klucz. Nie myślałem, żeby nawet zapukać wchodząc do pokoju. Po prostu tam wpadłem nie myśląc o konsekwencjach takich jak zobaczenie Izzy bez koszulki. Pisnęła na mój widok, a ja szybko zakryłem oczy dłońmi. Jeszcze tego brakowało. Żeby zobaczyć w połowie ubraną siostrę swojej dziewczyny. Ughh. Czemu ja mam takiego pecha? Gdy zawiadomiła mnie, że już jest ubrana, zdjąłem dłonie z twarzy.
- Przepraszam, nie chciałem tak wchodzić, ale mam bardzo ważną sprawę. Chodzi o Hope... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ Styles wyszedł z łazienki... w samym ręczniku obwieszonym dookoła pasa. - Stary szacun, wychodzisz z łazienki prawie nagi, gdy Izzy praktycznie po drugiej stronie drzwi się przebiera. I wy twierdzicie, że nic pomiędzy wami nie ma - Harry stał z otwartymi ustami.
- Czekaj, czekaj... Izzy się przebierała i przegapiłem taką okazję? - zrobił naburmuszoną minę. Izzy po krótkiej chwili rzuciła w niego poduszką.
- Wiedziałam, że zanim ułożysz swoją fryzurę, to minie dużo czasu, więc skorzystałam z pustego pokoju dopóki ktoś mi nie przeszkodził - powiedziała przez zaciśnięte zęby i spojrzała na mnie groźnie. Zerknąłem na Harry'ego. Też patrzył się na mnie groźnym wzrokiem. O co im chodzi?
- Wcale tak długo jej nie układam, po prostu... - chyba zabrakło mu słów, nie dokończył swojej wypowiedzi tylko zwrócił się do mnie - czyli ty miałeś okazję ją zobaczyć, gdzie już masz dziewczynę o imieniu Hope, a ja nie. Nie tak miało być! Czemu ty a nie ja? - Harry stanął przy mnie i przycisnął swojego palca wskazującego do mojej klatki piersiowej.
- Hazz, spokojnie - odciągnąłem jego palca od swojego ciała - nie przyszedłem tu po to, aby oglądać twoją dziewczynę - Izzy na ten komentarz prychnęła - jestem tu w innej sprawie. Nie ma tu u was Hope? - tylko zaprzeczyli głowami, westchnąłem na to - nie ma jej nigdzie, nie mam pojęcia gdzie jest. Myślałem, że przyszła do was.
- Jak to jej nie ma? - Izzy prawie krzyknęła - przecież poszliście razem na spacer, byłeś cały czas przy niej. I jak, zniknęła po machnięciu czarodziejską różdżką? - zapytała z sarkazmem. Nic nie odpowiedziałem, usiadłem na brzegu ich łóżka. Zdjąłem kurtkę i popatrzyłem na nich smutnym wzrokiem - co się stało? Niall, pokłócićliście się? - Izzy przesiadła się obok i złapała moje ramię. Opowiedziałem im wszystko co się wydarzyło na naszym spacerze. Rozmowa, rzucanie śnieżkami i to jak ją zostawiłem na dosłownie kilkanaście minutek. Wiedziałem, że Izzy może być na mnie zła, bo jej zniknięcie to trochę moja wina. To ja ją wyciągnąłem na ten głupi spacer. To mi się chciało na nim wygłupiać - a dzwoniłeś do niej, w ogóle odebrała? - i tu ponownie się zawiodłem na swojej pomysłowości. Nie wpadłem na to, by do niej zadzwonić. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni. Gdy go odblokowałem, odszukałem jej numer. Po naciśnięciu zielonej słuchawki, przyłożyłem telefon do ucha. Usłyszałem tylko, że numer jest poza zasięgiem.
- Nic, cisza. Po raz kolejny kompletna cisza. Już nie wiem co mam robić - schowałem twarz w dłoniach - a jeśli coś się jej stało? - powiedziałem płaczliwym głosem. Nie uzyskałem odpowiedzi. Spojrzałam na nich. Harry stał zamyślony przy oknie i patrzył się tam jakby coś chciał wypatrzyć. Za ten czas zdążył się już ubrać. Izzy siedziała i patrzyła się nieobecnym wzrokiem w podłogę.
- Idziemy jej poszukać. Na pewno gdzieś jest, po prostu poszła się przejść albo może zjeść do miejscowej knajpki. Na pewno ją znajdziemy - wstała i zaczęła ubierać kurtkę. Z Harrym uczyniliśmy to samo. Nie odzywaliśmy się. Jak Izzy coś zarządziła to lepiej było robić to co karze. A nie był to głupi pomysł. Hope jest dla mnie ważna. I czuję się winny jej zniknięcia. Naprawdę. Nie zwlekaliśmy. Wyszliśmy szybko z ich pokoju. Gdy Harry zamykał drzwi, ja podszedłem do pokoju mojego i Hope, by go zamknąć. Zajrzałem jeszcze do niego na wszelki wypadek. Niestety na marne. Gdy pozamykaliśmy, skierowaliśmy się do klatki schodowej. W ręku trzymałem telefon. Próbowałem się jeszcze do niej dodzwonić, lecz bez skutków. Wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy się w stronę pobliskich sklepów. Nie było teraz takiego ruchu jak poprzednio. Postanowiliśmy się rozdzielić. Mi przypadła knajpka, w której dziś jedliśmy i jej okolice. Miałem wielką nadzieję, że ją tam znajdę. Może poszła coś zjeść? Chyba niezbyt realne. Bo niestety tam też jej nie było. Myślałem nad możliwymi miejscami jej pobytu. Hotel sprawdziliśmy. Szukałem jej też w miejscu gdzie ją zostawiłem. Jeśli jej tu nie ma to już nie wiem co robić. Najbardziej mnie zastanawia czy nic jej nie jest. Czy jest bezpieczna. Nie chciałbym, żeby stała jej się krzywda. Nie mojej Hope. Ona nie zna zbytnio okolicy. A jeśli się zgubiła i nie ma zasięgu. Nie zadzwoni. A mrok już dawno nastał. Moje przemyślenia przerwał smutny głos Izzy:
- Nie ma jej. Harry też jej nigdzie nie widział - oparła się o murek, na którym przesiadłem. Nie zważałem na to, że pokrywa go śnieg. Nie to się teraz liczyło, tylko Hope - obawiam się, że chyba musimy powiadomić o tym rodziców...
- Jeszcze nie. Poczekaj chwilę - przerwałem jej. Wpadłem jeszcze na jeden pomysł. Ostatnia szansa - masz może numer telefonu do Patcha? - zapytałem. Przytaknęła głową - to świetnie. Zadzwoń do niego. Jest miejscowy, może ją widział - mimo, że nienawidziłam gościa to i tak każda pomoc się liczy. Chwila... w knajpce zachowywał się dosyć normalnie, jakby wczoraj się nic nie wydarzyło, lecz cały czas zerkał na Hope. Szczerze mówiąc to się na nią gapił bez przerwy. Denerwowało mnie to, ale nie chciałem wszczynać kłótni. Teraz zastanawia mnie to czy nie miał nic wspólnego ze zniknięciem Hope. Nie, nie. To raczej niemożliwe.
- Zadzwonię. Tylko znajdę numer - wyjęła urządzenie z kieszeni kurtki i coś kliknęła. Po chwili miała telefon przy uchu. Chwilę stała i czekała chyba, aż ktoś odbierze - cześć Patch, tu Izzy, mam sprawę. Miałeś może kontakt z Hope...yhyy...nie widziałeś jej...no nic, dzięki za pomoc...a i jeszcze jedno, gdybyś ją spotkał lub widział to mógłbyś dać znać...po prostu się o nią martwimy...dziękuję jeszcze raz, do zobaczenia - po słowach Izzy domyśliłem się, że nic się nie dowiedzieliśmy.
- Już nie wiem co robić - spuściłem głowę - czemu jej nie ma? Przecież nie miała powodu.
- Wróćmy do hotelu, może tam jednak ją znajdziemy - Harry, na którego wcześniej nie zwróciłem uwagi odezwał się. - Poza tym zrobiło się zimno. Izzy widzę, że się trzęsiesz. Nie ukryjesz tego.
Isabella
Byłam w totalnym szoku. Jak ten idiota mógł zgubić moją siostrę?! To wprost niedorzeczne!
Wróciliśmy do hotelu w ponurych nastrojach. Cały czas świdrowałam Nialla spojrzeniem. Jak można być tak tępym, żeby zgubić swoją dziewczynę?!
- Izzy - podjął blondyn gdy znaleźliśmy się już w moim i Stylesa pokoju - dzwonisz do rodziców?
- Nie mam wyjścia. - Usiadłam na łóżku i zaczęłam bawić się komórką. Bałam się. Bałam się reakcji rodziców. Co ja im mam powiedzieć? "Hej, Hope gdzieś zginęła, przyjedźcie tu"? - Boję się... - wyszeptałam.
Harry usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Strach, który się we mnie kumulował nie dał mi nawet odepchnąć chłopaka od siebie.
- Wiem, że to nie będzie łatwe, ale to ty musisz zadzwonić. - Spojrzał na mnie i odgarnął pojedyncze włosy spadające mi przed oczy. Chciało mi się płakać. Hope nie ma, mam ochotę zabić molestującego mnie Stylesa, ale nie mam fizycznej siły! - Im szybciej to zrobisz, tym lepiej dla Hope/
- Tak - wstałam. - Dobra, dzwonię. - Tak naprawdę nie chciałam dzwonić. Wolałam, żeby to na przykład Niall zatelefonował. Jednak to było niemożliwe. Żeby czuć się pewniej wyszłam do pokoju Nialla i zadzwoniłam.
Powiedzieć o rodzicach, że byli zaszokowani, to jak powiedzieć, że bolid jeździ.
Wróciłam do chłopaków ze łzami na policzkach i trzęsącymi się dłońmi. Horan od razu do mnie doskoczył i czekał na relacje.
- Kazali zadzwonić na policję - wyrzuciłam z siebie bez grama najmniejszej emocji. - Wsiadają w auto i przyjeżdżają.
Usiadłam na łóżku z telefonem w dłoniach. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nawet nie zdjęłam kurtki. Nie miałam jednak do tego głowy.
- Izzy? - Poczułam szturchanie Harry'ego. - Czy Hope mówiła ci coś o tym gościu z klubu?
- Tak, to był Patch - spojrzałam na kędzierzawego. Liczył, że powiem coś więcej, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co mogę dodać.
- I pewnie domyślasz się, że to on porwał Hope? - Skinęłam jedynie głową. To było oczywiste. - To dlaczego przyprowadziłaś go dzisiaj do knajpy?
- A co ja?! Jasnowidz?! - Zerwałam się na równe nogi. - Nie miałam wcześniej przed oczami jego zdjęcia, żeby wiedzieć jak go zobaczyłam "O! to ten psychol z klubu!".
- Tak - wstałam. - Dobra, dzwonię. - Tak naprawdę nie chciałam dzwonić. Wolałam, żeby to na przykład Niall zatelefonował. Jednak to było niemożliwe. Żeby czuć się pewniej wyszłam do pokoju Nialla i zadzwoniłam.
Powiedzieć o rodzicach, że byli zaszokowani, to jak powiedzieć, że bolid jeździ.
Wróciłam do chłopaków ze łzami na policzkach i trzęsącymi się dłońmi. Horan od razu do mnie doskoczył i czekał na relacje.
- Kazali zadzwonić na policję - wyrzuciłam z siebie bez grama najmniejszej emocji. - Wsiadają w auto i przyjeżdżają.
Usiadłam na łóżku z telefonem w dłoniach. Dopiero wtedy zorientowałam się, że nawet nie zdjęłam kurtki. Nie miałam jednak do tego głowy.
- Izzy? - Poczułam szturchanie Harry'ego. - Czy Hope mówiła ci coś o tym gościu z klubu?
- Tak, to był Patch - spojrzałam na kędzierzawego. Liczył, że powiem coś więcej, jednak nie miałam zielonego pojęcia, co mogę dodać.
- I pewnie domyślasz się, że to on porwał Hope? - Skinęłam jedynie głową. To było oczywiste. - To dlaczego przyprowadziłaś go dzisiaj do knajpy?
- A co ja?! Jasnowidz?! - Zerwałam się na równe nogi. - Nie miałam wcześniej przed oczami jego zdjęcia, żeby wiedzieć jak go zobaczyłam "O! to ten psychol z klubu!".
- Ale po co go do cholery przyprowadzałaś? - Hazz najwyraźniej był wściekły.
- Bo był mi winny zwrot kasy za pralnie? Bo był miły?
- Boże, Izzy! Tacy ludzie są mili. Oni chcą zdobyć twoje zaufanie. Jesteś naiwna... - Potarł dłonią kark. - I do tego głupia.
Nie wytrzymałam. Miarka się przebrała.
- Ty skończony dupku! - ruszyłam w stronę chłopaka z zaciśniętymi pięściami. Już miałam się na niego rzucić, gdy Niall złapał mnie w pasie i odciągnął od Stylesa.
- Isabella, uspokój się... - Oparł dłonie na moich ramionach i spojrzał mi w oczy. - To nic nie da.
- Też masz mnie za głupią idiotkę?! - odsunęłam się i przez chwilę patrzyłam na nich. O nie...
Wyciągnęłam moją walizkę i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie moje rzeczy. Blondyn próbował mnie powstrzymać jednak miałam w głębokim poważaniu jego prośby.
Już po kilku minutach byłam gotowa do wyjścia. Zgarnęłam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy i bez słowa pożegnania wyszłam z pokoju.
Na dole wypytałam recepcjonistkę, jak dotrę na najbliższy dworzec i wyszłam na zewnątrz. Całkiem sprawnie znalazłam dworzec i wykupiłam bilet do Londynu.
Po kilkunastu minutach czekania nadjechał mój pociąg. Wsiadłam do niego bez chwili zawahania. Chyba będę musiała zmienić szkołę. Nie chcę mieć z tymi debilami nic do czynienia.
Pociąg ruszył, a ja zostawiłam wszystkie problemy za sobą.
- Bo był mi winny zwrot kasy za pralnie? Bo był miły?
- Boże, Izzy! Tacy ludzie są mili. Oni chcą zdobyć twoje zaufanie. Jesteś naiwna... - Potarł dłonią kark. - I do tego głupia.
Nie wytrzymałam. Miarka się przebrała.
- Ty skończony dupku! - ruszyłam w stronę chłopaka z zaciśniętymi pięściami. Już miałam się na niego rzucić, gdy Niall złapał mnie w pasie i odciągnął od Stylesa.
- Isabella, uspokój się... - Oparł dłonie na moich ramionach i spojrzał mi w oczy. - To nic nie da.
- Też masz mnie za głupią idiotkę?! - odsunęłam się i przez chwilę patrzyłam na nich. O nie...
Wyciągnęłam moją walizkę i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie moje rzeczy. Blondyn próbował mnie powstrzymać jednak miałam w głębokim poważaniu jego prośby.
Już po kilku minutach byłam gotowa do wyjścia. Zgarnęłam jeszcze najpotrzebniejsze rzeczy i bez słowa pożegnania wyszłam z pokoju.
Na dole wypytałam recepcjonistkę, jak dotrę na najbliższy dworzec i wyszłam na zewnątrz. Całkiem sprawnie znalazłam dworzec i wykupiłam bilet do Londynu.
Po kilkunastu minutach czekania nadjechał mój pociąg. Wsiadłam do niego bez chwili zawahania. Chyba będę musiała zmienić szkołę. Nie chcę mieć z tymi debilami nic do czynienia.
Pociąg ruszył, a ja zostawiłam wszystkie problemy za sobą.
Hope
Przytłaczająca cisza rozsadzała mnie od środka. Słyszałam tylko swój oddech i bicie serca w uszach. Było mi zimno. Potwornie zimno. Szopa, w której mnie przetrzymywał była naprawdę nieszczelna. Wiatr muskał moje nogi pomimo grubych spodni i kozaków. Chciałam krzyczeć, jednak miałam zakneblowane usta, a i tak nikt by mnie nie usłyszał. Miejsce, w którym stał dom Patcha był na totalnym odludziu.
Byłam tak potwornie zmęczona...
Oby Niall i reszta mnie szukali...
Usnęłam na siedząco.
~ 2 komy = po 10 dniach next ~
____________________________________________
V: Teraz taka mała zmiana... Jednak potrzebujemy trochę czasu, żeby coś napisać. Co sądzicie o rozdziale? Jak oceniacie postawę NIalla? A Izzy?
Co z Hopey?!
LA:
Chwilowo dodaję sama, choć perspektywę Nialla napisała LA. Ostatnio otrzymałam od niej informację, iż rezygnuje, jednam miejmy nadzieję, że zmieni jeszcze swoje zdanie. Może jakoś zachęcicie ją do dalszej pracy jakimś motywującym komentarzem? Vicky xx